Gościnne przedmioty

W sierpniu 1945 roku w „Dzienniku Bałtyckim”, jednej z pierwszych codziennych gazet wychodzących na Pomorzu po drugiej wojnie światowej, ogłoszony został konkurs zorganizowany przez Polski Związek Zachodni (PZZ):

Polski Związek Zachodni, Poznań – ogłasza konkurs na: najlepszą mapę, plan, wykres, rysunek postulowanych Ziem Zachodnich i Okręgu Mazurskiego, ilustrujący nasze możliwości gospodarcze i inne.
Tematyka i technika wykonania dowolna
Nagrody: 1. Nagroda – 6.000 zł; 2. Nagroda – 5.000 zł; 3. Nagroda – 4.000 zł1.

To lakoniczne ogłoszenie nie miało jasno sprecyzowanego adresata, ale ze względu na regionalny charakter gazety i treść anonsu możemy założyć, że był on definiowany w wymiarze przestrzennym. Czekano na prace – „najlepsze mapy, plany, wykresy, rysunki”, a w kolejnych konkursach również na afisz propagandowy, „najlepszą pracę naukowo-popularyzacyjną” oraz „najlepszy utwór prozą lub poezją o nowych Ziemiach Zachodnich i Okręgu Mazurskim”2 – wykonane przez mieszkańców nie tylko Pomorza, ale ziem sięgających aż po linię Odry i Nysy. Autorzy nie mogli się zdecydować, czy ziem jeszcze „postulowanych”, czy już „nowych”. To samo ogłoszenie Polskiego Związku Zachodniego zapewne znaleźć można było w innych codziennych gazetach wydawanych na tych rozległych terenach tuż po wojnie przez Spółdzielnię Wydawniczą „Czytelnik”.

Czego właściwie oczekiwali pomysłodawcy? Proponowali adresatom konkursu swego rodzaju czasowo-przestrzenne ćwiczenie z wyobraźni. Po pierwsze, wymagało ono stworzenia obrazu Polski ujętej w karby nowych granic, zrozumienia dramatycznego przesunięcia przestrzennego, w wyniku którego jedna trzecia kraju miała rozciągać się w przyszłości daleko na zachód. Po drugie, wizja ta miała wybiegać poza doświadczenie „teraz” i uwzględnić koncepcję rozwoju – wyobrażenie sobie „naszych możliwości gospodarczych i innych” – bardzo często bez wcześniejszej wiedzy i rozeznania w terenie. Zresztą trzeba zaznaczyć, że nie o wiedzę tutaj chodziło; konkurs nie sprawdzał znajomości geografii i ekonomii czy innych kompetencji pozwalających wysuwać wnioski o możliwościach określonych enigmatycznie jako „inne”.

Państwowy Urząd Repatriacyjny. Fot. John Vachon, United Nations Relief and Rehabilitation Administration

Wyobrażeniowy charakter konkursu opierał się na umiejętności nie tyle zwizualizowania sobie Polski w innym kształcie, ile przede wszystkim wpisania w tę nową mapę samego siebie. Mówiąc inaczej, chodziło nie tylko o projekcję pewnego porządku, ale również o identyfikację z nim. Jak trudne było to ćwiczenie w praktyce, przekonują relacje z pamiętników i wspomnień uczestników innego konkursu – na Pamiętniki Osadników Ziem Odzyskanych zorganizowanego przez Instytut Zachodni w Poznaniu. Zbigniew Żaba, który w 1946 roku przyjechał ze Związku Radzieckiego, obserwuje powtarzającą się scenę w kieleckim oddziale Państwowego Urzędu Repatriacyjnego (PUR)3. Autor przez dwie godziny przygląda się gromadzie chłopów, z których każdy po kolei wolno podchodzi do biurka referenta.

– Dokąd wy jedziecie, obywatelu – pyta urzędnik kolejnego petenta.
– Do Jeleniej Góry albo do Zielonej Góry – pada automatyczna odpowiedź […].
– Nie, nie mogę was tam zapisać – wybucha raz po raz twarda odpowiedź, gdyż te powiaty są już „obsadzone”. Poszukajcie sobie innego powiatu. Macie tam, obywatelu, mapę na ścianie; wybierajcie, co wam się podoba.
Chłop podchodzi niepewnym krokiem do mapy nowego terytorium Polski, patrzy chwilę nieporadnym wzrokiem, czyta, waha się. Na koniec zamyka oczy i palcem wodzi po mapie. Palec się zatrzymał.
– Świdnica – odczytuje.
– Dobrze. Skierujemy was do powiatu Świdnica, a tam, na miejscu wskażą wam gospodarstwo.
Przykład działa zaraźliwie: inni idą jego śladem, poddają się wyborowi losu4.

Nowe punkty, które pojawiły się na mapie Polski, dla wielu osób tworzyły zbiór nic niemówiących nazw w języku niemieckim. Żaba, opisując gest zakrycia oczu, zwraca jednak uwagę, że nie tylko patrzy się różnie, ale niektórzy patrzeć po prostu nie potrafią, bo nic nie widzą. Wskazanie palcem miejsca osiedlenia z całą rodziną, wpisanie siebie w zupełnie obcy (kraj)obraz przekraczało nierzadko i tak napięte po wojnie granice wyobraźni – równie dobrze o przyszłości mógł zadecydować ślepy los. Na ślepo często działali sami urzędnicy PUR, odpowiedzialni za kierowanie repatriantów do wyznaczonych miejscowości. „Robota ta (…) nie mogła być bardzo planowa. Przecież nikt z nas nie znał jeszcze terenu, nie było czym dojechać, nie było czasu na studiowanie map i materiałów poniemieckich”5 – pisała Irena Szydłowska, po wojnie pracowniczka Wydziału Osiedleńczego Szczecińskiego Urzędu Wojewódzkiego.

Znaczenie konkursu Polskiego Związku Zachodniego opierało się więc na stworzeniu nowych obrazów Ziem Zachodnich i Okręgu Mazurskiego. „Mapy i materiały niemieckie” były obce, przedstawiały krainy nieznane i nieoswojone. Jednocześnie ton samego konkursu nie podkreślał tej obcości, naturalizował obecność Polaków i „nasze możliwości”, na wciąż jednak tylko „postulowanej” ziemi. Tym samym był zarówno projektem, jak i aktem zawłaszczenia tej przestrzeni, udostępniał ją bowiem do czynów, które mają zostać podjęte. Celem budowanej przez władze opowieści było właśnie stworzenie pola, „które uwierzytelnia ryzykowne i przypadkowe praktyki społeczne” poprzedzające jeszcze oficjalne decyzje i regulacje prawne6. Repatrianci – nowi osadnicy mieli tworzyć „własne obrazy”, by opisać i przedstawić je sobie samym. W ten sposób tworzyli jednak również „nasze obrazy” – wpisując siebie w te ziemie, jednocześnie wpisywali je w Polskę. Za pomocą map, ilustracji, zdjęć, plakatów szkicowano nową granicę kraju. Polacy nie potrafili jednak wyobrazić sobie nowej Polski – skłonienie do zwizualizowania tych ziem, dla siebie i innych, nie powiodło się. Konkurs na mapę i wykres Polskiego Związku Zachodniego rozstrzygnięto 22 stycznia 1946 roku. Żadna z siedmiu nadesłanych prac nie spełniała jego warunków pod względem formy i treści. Nagród nie przyznano7.

Próba zaangażowania nowych osadników w akcję propagandową była tylko jednym z pomysłów powiązania odbudowy państwa z tworzeniem jego nowych obrazów. Masowa i dobrowolna emigracja na tzw. Ziemie Zachodnie wbrew oczekiwaniom władz nie następowała. W czerwcu 1945 roku Rada Ministrów Rządu Tymczasowego RP wśród podstawowych założeń przyspieszenia i zmasowania akcji repatriacyjno-przesiedleńczej zobowiązywała ministra informacji i propagandy między innymi do „wysyłania reporterów na teren Ziem Odzyskanych” oraz „powszechnego rozplakatowania afiszów informacyjnych, odzew i haseł propagandowych”8. Produkcja i cyrkulacja obrazów, które miały przekonać do osadnictwa repatriantów z różnych części Polski, opierała się więc na powiązaniu widzenia i posiadania. Plakaty pokazujące nową mapę kraju, ale również zdjęcia i reportaże, które będę analizowała w dalszej części rozdziału, przedstawiały nie tylko piękne i idylliczne krajobrazy „nowej” Polski, ale miały również służyć za narzędzie wejścia w ich posiadanie9. Zgodnie z wytycznymi rządu repatrianci powinni być przekonani, że „przesiedlenie gwarantuje wyraźną korzyść materialną”10. „Stąd po niebo wszystko twoje. Chcesz – bierz” – jak w satyryczny sposób ujmował powojenną retorykę jeden z bohaterów popularnej komedii Sami swoi11.

(Nie)przejrzystość

Gdy powróciłam z objazdu po odzyskanych terenach zachodnich, z Olsztyna, Elbląga, Gdyni, Szczecina i zielonego Śląska, zapytywali mię znajomi:
– Powiedz, jak tam jest naprawdę? Jak się tam ludzie czują, jak tam wygląda – bo tu dochodzą nas najsprzeczniejsze wiadomości. Jedni powiadają, że jest tam jak w niebie, inni zaś mówią, że mieszkać tam niepodobna – i wracają. Kto ma rację?12

Wyprawa na odzyskane ziemie Wandy Melcer wydana w 1945 roku jest jednym z przykładów modnych wówczas sprawozdań z podróży na ziemie bliskie, choć nieznane. Pisarka powtarza zresztą schemat opisu pojawiający się w wielu reportażach publikowanych w czasopismach i gazetach codziennych po wojnie. Stoi za nim zainteresowanie życiem innych – warunkami, zwyczajami, wyglądem. Wycieczka zazwyczaj przedstawiana jest jako duża wyprawa, gdzie ciekawość miesza się ze strachem, ale ostatecznie wygrywa fascynacja – potencjalne niebezpieczeństwa, trudy i niewygody tylko „podniecają do działania”13. Opis przygotowań zajmuje jednak znacznie więcej miejsca niż samo dotarcie do celu – szykowanie się wymaga o wiele więcej czasu niż trwająca z górą kilka godzin wycieczka samochodowa. Melcer nie jedzie zresztą sama, możemy podejrzewać, że podróż jest starannie zaplanowana, bo razem z nią w nieznane wyruszają przedstawiciel Centralnego Komitetu Przesiedleńczego, pełnomocnik do spraw repatrianckich, wysłannicy Polpress, Polskiego Radia, „Życia Warszawy”, „Polski Zbrojnej”, Związku Plastyków i Związku Zawodowego Literatów Polskich. Wanda Melcer zaspokaja nie tylko własną ciekawość, pisze reportaż dla innych, dla tych, którzy szepczą i plotkują, domniemają i fantazjują – „jest tam jak w niebie” czy „mieszkać tam niepodobna”? „Wyobraźnia stwarza wyobrażenia”14, pisarka jedzie sprawdzić, jak jest naprawdę.

Mieczysław Teodorczyk, Na Zachodzie ziemie czekają!. Plakat propagujący wyjazd na Ziemie Odzyskane, 1946–1947. Źródło

Ta niewielkich rozmiarów książeczka (zaledwie 47 stron) wpisuje się w przedwojenną reportażową twórczość pisarki, dla której doświadczenie podróży było inspiracją, ale także ważnym źródłem materiałów do pracy15. Choć Wyprawa na odzyskane ziemie jest przykładem kontynuacji przedwojennej tematyki i stylu autorki, to, inaczej niż jej wcześniejsze reportaże, komentowano ją rzadko, najczęściej zbywano milczeniem. Aneta Górnicka-Boratyńska w artykule W poszukiwaniu starszych sióstr. Wanda Melcer – próba portretu określa jej powojenną twórczość jako „pogubioną, produkcyjną” i polubownie proponuje: „Potraktujmy więc Wandę Melcer jako pisarkę dwudziestolecia międzywojennego”16. Jeśli jednak uznać Wyprawę… za pierwszy powojenny reportaż o „odzyskanych ziemiach”, a nawet, jak sugeruje Mariusz Szczygieł, pierwszy polski powojenny reportaż w ogóle17, to trudno pominąć jego znaczenie dla kształtowania się społecznej wyobraźni w tym okresie. Szczygieł, wpisując książkę Wandy Melcer do kanonu polskiego reportażu, zauważa: „Przed wojną Wanda Melcer pisała o swoich bohaterach z przejęciem i zaangażowaniem, o Ziemiach Odzyskanych – także, do tego w propagandowym tonie. Jednak sześćdziesiąt dziewięć lat temu zadanie opisania ziem zachodnich, które przybyły ludowej Polsce po 1945 roku, uznano za wzorowo wykonane”. Warto przyjrzeć się bliżej temu reportażowi nie tylko jako wzorowemu, ale też wzorcowemu tekstowi. Pytając o doskonałość reprezentacji Ziem Odzyskanych zaraz po wojnie, pytać należy więc również o jego wzorcotwórczy charakter. Jakie i w jaki sposób przedmioty i obrazy Ziem Odzyskanych zaczęły funkcjonować jako figury myślenia i mówienia o terenach, które „przybyły ludowej Polsce po 1945”?

Już na wstępie reportażu pada założenie, że „»tam« nic nie ma”, wyrażające przekonanie o pustce terenów, które wykraczają poza znane nam „tu”. Ta obcość pozostanie w języku, Polacy długo jeszcze będą podróżować z „Olsztyna, Elbląga, Gdyni, Szczecina i zielonego Śląska” do „Polski”. Z biegiem podróży okazuje się jednak, że opisywane tereny dosłownie roją się od ludzi, których „ciągną te bogate domy, te rozległe gospodarstwa, te obsiane, zbioru czekające ziemie”. Jednocześnie jest jeszcze sporo miejsca dla nowych osadników: „Biegnijmy prędko, bo się spóźnimy, kto inny zajmie najlepsze miejsce, najwyższy dom, najrozłożystszy ogród! Biegnijmy prędko, bo się spóźnimy, a tam już się zaczęło!”18. Ten obraz powojennego wyścigu przedstawia obietnicę osobistego sukcesu. Jednak użyta przez pisarkę apostrofa skierowana do zbiorowego podmiotu – „Biegnijmy!” – uspójnia i kolektywizuje to doświadczenie – „my”, czyli wszyscy Polacy („obywatele”, „towarzysze”) mamy szansę. Każdy może być zwycięzcą, jeśli tylko wystarczająco szybko podejmie decyzję o przystąpieniu do biegu. Gorączkowy charakter reportażu Melcer, który w niektórych czytelnikach mógł budzić niesmak w obliczu powszechnych w prasie artykułów piętnujących wyprawy szabrowników na Ziemie Odzyskane, miał mobilizować do masowego i natychmiastowego osadnictwa.

Z kolejnych stron reportażu dosłownie wylewają się i zalewają czytelnika przedmioty: piece kaflowe, płyty kilkufajerkowe, zlewy, szafy w ścianach, a w nich garnki, miski, tłuczki, sitka, łyżki; w pokojach bujane fotele, dywany, poduchy, pierzyny. Narzędzia też są w komplecie: pługi, brony, wialnie, aparaty do mechanicznego zmywania żłobów i betonowych posadzek w oborze. A czego osadnik nie zastanie na swoim miejscu, wykopie z ziemi: „I nawet narzędzia znaleźliśmy pod szopą, bo mój jest stelmach”19 – opowiada chętnie nowa gospodyni, której poprzedni dom spłonął. Wanda Melcer rzadko skupia się na szczegółach, jej wzrok prześlizguje się po powierzchni – interesują ją nie konkretne przedmioty, ale przedmioty w ogóle. Nie znaczy to jednak, że są one błahe i nieistotne. Ważny jest nie tyle ich wygląd, ile przede wszystkim ich obecność. W tej długiej wyliczance nie ma wytchnienia, pisarka rejestruje i dokładnie kataloguje, są jednak takie rzeczy, na których jej uwaga się zawiesza: „[W kuchni nie brak] tych specjalnych porcelanowych puszek [sic]] z wypisanymi słowami przeznaczenia, a po czym nawet przez sen poznałabym, że znajdują się w kuchni należącej do Niemki”20. Spojrzenie nie zatrzymuje się więc na powierzchni przedmiotów, ale sięga również do ich wnętrza. To właśnie w tych rzadkich momentach, jak przekonuje Vladimir Nabokov, „gdy zdarzy nam się skupić na przedmiocie materialnym, obojętnie w jakich okolicznościach, sam akt skupienia może doprowadzić do mimowolnego zanurzenia się w historię tego przedmiotu”21. Kuchenne pojemniki nie kryją więc po prostu przypraw – soli, pieprzu, gałki muszkatołowej, gorczycy, kminku czy majeranku. Dokładnie opisane i równo ustawione na „półkach dopasowanych odpowiednio do miejsca, które mają zajmować”22 reprezentują porządek, staranność i dyscyplinę. W tym stereotypowym obrazie niemieckiej kuchni, który możemy rozumieć jako przestrzenną metaforę niemieckiego charakteru w ogóle, „nie brak i ręcznika z haftowanym krzyżykami napisem, który metaforycznym stylem opiewa korzyści rannego wstawania”23. W efekcie skupienie wzroku na kuchennych pojemnikach sprawia, że na dnie przedmiotów pisarka odnajduje podmioty.

Jeśli zgodzimy się z Nabokovem, że przez te „przejrzyste przedmioty” przeświecać może historia, to pisarka pomija, w efekcie przemilczenia, spory jej kawałek. Biorąc pod uwagę wyraziście aprobatywny charakter reportażu, rozpoznania Melcer nie mówią, jak się wydaje, więcej niż to, co już wiemy o osobach, które posługiwały się opisywanymi przez nią przedmiotami. Kuchenne pojemniki oznaczają logikę i racjonalność właścicieli domu, w którym wszystko jest pod ręką, a każdy przedmiot ma swoje miejsce i określoną funkcję. Niczego nie brakuje i niczego więcej nie potrzeba: „Miasta są odpowiednie do mieszkania: nowoczesne, higieniczne, pierwszorzędnie zagospodarowane i urządzone z wdziękiem”24. Choć przedmioty gęsto zaludniają kolejne strony reportażu, to nic nie wskazuje, że mają nas odsyłać poza skrótowe rozpoznania na temat wygody, gustu i dobrobytu, które mocno kontrastują z obrazem powojennej Polski25. Ten sposób istnienia rzeczy w tekście Elaine Freedgood określała mianem słabych metonimii, ponieważ „w [jego – dop. AZ] hierarchii retorycznej […] przedmioty te są w dużym stopniu pozbawione znaczenia – nie osiągają rangi metaforycznej”26. Skrzętnie opisywany dobytek na „odzyskanych ziemiach”, choć mówi nam coś o mieszkańcach, niewiele jest nam w stanie powiedzieć o przedmiotach jako takich, a także o ich społecznym życiu. W książce Idee w rzeczach. Ulotne znaczenia powieści wiktoriańskich Freedgood mierzy się z podobnym problemem, na który trafia w trzech ważnych powieściach wiktoriańskich – Dziwnych losach Jane Eyre Charlotte Brontë, Mary Barton Elizabeth Gaskell i Wielkich nadziejach Karola Dickensa. Pełne są przedmiotów, w gruncie rzeczy jednak zupełnie niemych. Ich rola w tych historiach staje się jasna, gdy uwzględnimy znaczenie, jakie miały w świecie, w którym powstał tekst. By to zrobić, Freedgood narusza ramy narracyjne powieści, wychodzi poza jej stronice, a następnie wraca ze zdobytą wiedzą do bohaterów swoich książek. Ta procedura pozwala zobaczyć przedmioty wypełnione wiedzą, która „ma związek z makabrycznymi szczegółami konfliktów i podbojów, do których żadna kultura nie może się tak po prostu przyznać, ani też trwale wymazać z pamięci, jeśli ma zachować umiejętność, po pierwsze, odnoszenia się do historii jako źródła wiedzy na własny temat, a po drugie – budowania przyszłości”27.

Zastosowana przez Elaine Freedgood procedura czytania rzeczy może pomóc zrozumieć rolę i znaczenie przedmiotów nie tylko tych, które pojawiają się w reportażu Wandy Melcer, ale również innych występujących w powojennych narracjach o Ziemiach Odzyskanych. Potraktowane jako pojemniki nie tylko na zioła i przyprawy, ale przede wszystkim na wiedzę o szczegółach powojennych konfliktów, migracji i przekształceń własnościowych stanowią archiwa dotąd nieotwarte i niezbadane.

Polacy przyjeżdżający na Ziemie Odzyskane zaraz po wojnie z pewnością zdawali sobie sprawę z pochodzenia przedmiotów, które zastawali w domach oraz budynkach użyteczności publicznej, znajdowali w piwnicach, na podwórkach czy nawet na ulicy. O ucieczce i wypędzeniu Niemców, którzy w dużej części musieli pozostawić swój dobytek, czytali w gazetach, a część z nich miała również szansę słuchać w radio28, nie mówiąc już o świadkach opisywanych wydarzeń. Społeczne poparcie dla usunięcia Niemców było wśród Polaków duże, wyrazili je oficjalnie w referendum w czerwcu 1946 roku29. Jak zauważył T. David Curp, tylko ostatnie z trzech zadanych pytań – „Czy chcesz utrwalenia zachodnich granic Państwa Polskiego na Bałtyku, Odrze i Nysie Łużyckiej?”30 – otrzymało zdecydowany głos na „tak”: „Spośród wszystkich przemian, o które walczył rząd, tylko czystka etniczna cieszyła się dużą popularnością”31.

Z licznych relacji wiadomo, że o niemieckich przedmiotach swobodnie rozmawiano, wymieniano opinie (oceniając ich piękno, jakość i liczbę), często były też przyczyną konfliktów, bardzo często zmartwień. Obawa przed powrotem Niemców i odebraniem tego, co po wojnie się zyskało, jest ważnym, właściwie powszechnym i wielokrotnie powracającym w różnych materiałach uczuciem. Powojenne przekształcenia własnościowe nasuwają szereg pytań związanych z miejscem, jakie przedmioty zajmowały w życiu codziennym, ale również szerzej – w historii człowieka. Jakie emocje i pragnienia pobudzały? W jaki sposób nadawano im nowe znaczenia? Jaką rolę odgrywały w życiu nowych osadników? Ale możemy również zapytać od drugiej strony – jaką funkcję przypisywała przedmiotom nowa władza w powojennych przekształceniach? W jaki sposób wykorzystywano przedmioty do kształtowania pragnień Polek i Polaków a za ich pośrednictwem nowych granic Polski?

Czekające przedmioty

Katalog przedmiotów w reportażu Wandy Melcer musiał być dla czytelników po wojnie wstrząsający, autorka zresztą ma tego świadomość i wprost o tym pisze. W sytuacji ogromnego zniszczenia i powszechnego niedoboru autorka tworzy obraz „odzyskanych ziem” jako przestrzeni sytości czy wręcz nadmiaru. „W tym okresie, kiedy odbywała się nasza podróż, dosłownie na ulicach stały stylowe kanapy, sekretery i piękne kryte fotele, walały się dywany, pierzyny i dzieła sztuki […]”32. Uczestnicy podróży szybko jednak przyzwyczajają się do wszechobecnych przedmiotów – pełnych nimi domów i ulic, te obrazy stają się zwyczajne, bo powszechne. Relację pisarki można czytać jako wrażenie przepełnienia przedmiotami, które nie mieszczą się już w domach, ściany nie są już w stanie utrzymać ich w swoich ryzach, zaczynają zapełniać ulice. Tym samym byłaby to opowieść o miejscu, gdzie Niemcy żyli otoczeni przedmiotami – o ich nabywaniu, gromadzeniu, używaniu czy wręcz o nieumiarkowaniu. Uwagę zwraca jednak ich zbędność – już nawet „nikt o te rzeczy nie dba, a były widać za ciężkie, żeby szabrownicy mogli je wynieść na plecach albo nawet popychać na wózkach”33. Przedmioty zdają się opuszczone, wychodzą więc na ulice, by upomnieć się o uwagę. Co ważne, nie dają się łatwo usunąć, trwają, cierpliwie wyczekując. Ten opis można czytać jako relację z wewnętrznego życia przedmiotów, które wiodą pod nieobecność ludzi. Ich natarczywość – nie czekają przecież spokojnie w domach – sprawia, że przestają być nieme.

Osadnictwo na Ziemiach Odzyskanych, Polska Kronika Filmowa 1945, nr 18. Źródło

Rozpoznanie o powszechnym wyczekiwaniu wydaje się znamienne, powraca bowiem w reportażu Wandy Melcer jak refren. Czekają ryby w jeziorach – „Żeglarzu, sportowcze, turysto – to coś dla ciebie!”, zamki budowane w XIV wieku – „Historyku sztuki, artysto, intelektualisto, to coś dla ciebie!”, tartaki, drzewa, a nawet całe puszcze – „Leśniku, poeto, to coś dla ciebie!”. Łóżka szpitalne, środki lekarskie, urządzenia wszelkie – „Lekarzu polski, pielęgniarko, te ziemie wyczekują was z tęsknotą!”, a także piękne piece, majoliki, skrzynie cechowe i książki – „Czekają was tu, ludzie dobrej woli, przybywajcie!”34. Pełną gotowość przedmiotów i powszechną atmosferę otwartości podkreślają również kroniki filmowe i powojenne filmy dokumentalne. Na jednym z nich widzimy trzech szewców przy pracy, każdy z nich w skupieniu zajmuje się parą butów. W tle narrator komentuje, że choć „Nasze Ziemie Odzyskane” wracają powoli do normalnego życia i „nowe życie, polskie życie zaczyna wrzeć w tych [zachodnich – AZ] miastach” – to nie wolno zapominać, że „nie wszystkie warsztaty pracy są jeszcze uruchomione”. A przecież „na każdego robotnika czeka warsztat pracy. Na rzemieślnika i na robotnika”35.

Przedmioty nie tyle się znajduje, co spotyka. Franciszek Buchtalarz w swoich wspomnieniach „osadnika Ziem Odzyskanych” z ostrożnością opisuje te chwile, zupełnie jakby nie był pewien tego, co widzi36. W lipcu 1945 roku wędruje wzdłuż Odry, mija wioskę Żabnice, potem kieruje się w stronę Gryfina, w oddali widzi wieżę kościoła:

Za wioską wstąpiliśmy do opuszczonego dużego ogrodnictwa. Budynki były całe, tylko szyby w szklarniach były popękane od huku kwietniowych walk. Ogród ca dwuhektarowy obsadzony był rzędami młodych wiśni już owocujących. Na podwórzu poniewierały się różne sprzęty domowe i narzędzia. Tuż za domem stojącym przy wale Odry, była dobrze urządzona przystań z kołyszącą się na wodzie łódką, zdającą się czekać na pasażerów. Wiosła i wędki porzucone zdawały się czekać na amatorów rybołówstwa. […] Idąc dalej na przełaj nie skoszonymi łąkami weszliśmy na boczną ulicę miasta, obsadzoną drzewami. Wśród ogrodów i sadów, stały wygodne domy, jakby czekając na osadników [podkr. – AZ]37.

Przedmioty zostały porzucone byle jak, w nieładzie pałętają się na podwórzu, ale wypowiedź Buchtalarza czytać można również jako historię porzucenia ich przez ludzi, w którego efekcie przedmioty tułają się, nie mają się gdzie podziać i znoszą niewygody, czekając przed domem. Wrażenie wyczekiwania – łódek, wioseł i wędek, a nawet całych domów – na nowych osadników jest tu jednak wyrażane z pewną rezerwą czy niepewnością („zdają się”, „jakby”). Zupełnie jakby autor wahał się, czy przedmioty mogą posiadać własną wolę, lub inaczej – jakby nie był pewny, jaką wolę posiadają: czy aby na pewno dobrze ją odczytuje? Wydaje się, że Buchtalarz nie czyni tutaj różnicy – „na całym świecie jest zwyczaj podróżnego pod dom przyjąć i pragnącego napoić”38 – komentuje. Ta maksyma dotyczyć może w równym stopniu ludzi, jak i przedmiotów. Występują one tutaj więc w podwójnej roli – pragną nowych opiekunów, ale same też okazują gościnność ludziom (która mimo oczekiwań, jak pisze autor, nie zawsze nadchodzi ze strony tych ostatnich), dając im schronienie i zaspokajając podstawowe potrzeby. Przekonanie o konieczności zajęcia się pozostawionymi przez Niemców obiektami wynika z przekonania o ich stopniowej degradacji i zniszczeniu, które niesie brak opieki. Uruchomienie maszyn, wprawienie w ruch narzędzi sprawia, że znów stają się potrzebne i nabierają życia. Chroni je to również przed utratą użyteczności – z czasem nie nabierają patyny, raczej pokrywają się rdzą, niszczeją i obumierają. Ich istnienie nabiera sensu jedynie w ludzkich rękach, poza nimi skazane są na zapomnienie.

Osadnictwo na Ziemiach Odzyskanych, Polska Kronika Filmowa 1945, nr 18. Źródło

Zapis wspomnień Franciszka Buchtalarza czytać można również jako swoisty komentarz do powstałego kilkanaście lat wcześniej filmu dokumentalnego o osadnictwie na Ziemiach Odzyskanych. Ten niewiele ponad dwuminutowy film z lipca 1945 roku otwiera głos z off-u informując, że „Ziemie Zachodnie czekają na nowego osadnika”39. I dalej: „Łany pszeniczne, gospodarstwa rybne, zagrody wiejskie, maszyny rolnicze, osiedla portowe, miasta – kraj wolny, a jeszcze bezpański czeka na gospodarza”40. W filmie bez komentarza pojawiają się idylliczne obrazy – pól, poniewierających się narzędzi, a także domów stojących przy wale rzeki, przystani z łódką i porzuconymi wiosłami. To, co pozostaje jednak niewidoczne, to praca, która wymagana jest do stworzenia tego krajobrazu. Oparty jest on bowiem na serii wykluczeń, w którym najbardziej podstawowym jest fakt trzymania z daleka od niego Niemców. Tylko dzięki pracy manualnej – starannej selekcji obrazów – możliwe jest stworzenie takich Ziem Odzyskanych41. Nie wiemy, skąd dokładnie pochodzą te pocztówki, film działa jak metonimia – streszcza w zaledwie kilku kadrach wyobrażenia o tych terenach. W pewnym sensie film również wizualizuje wyobrażenia Franciszka Buchtalarza, które ten dookreśla czy dopowiada we wspomnieniach. Zestawienie tych dwóch materiałów – kroniki i pamiętnika – pozwala zobaczyć powojenne wyobrażenia w splocie. Logika nakładania i przenikania się tych obrazów – obecnych w ówczesnych mediach oraz przywoływanych we wspomnieniach osobistych doświadczeń – odsłania samą dynamikę relacji społecznych praktyk i wyobrażeń.

Codzienne przedmioty, domy czy też żyzna ziemia, czyli szeroko rozumiane dobra materialne, miały wypełniać po wojnie stworzoną przez władze pustkę tych ziem, czy raczej figurę Ziem Odzyskanych jako pustki. Ten retoryczny obraz – oparty na dialektyce braku i pełni – wielokrotnie powtarzany na plakatach, w filmach i gazetach codziennych na podstawowym poziomie miał, jak łatwo się domyślić, działać mobilizująco. Znaczenie tej swoistej polityki prozopopei „czekających Ziem Zachodnich” tkwiło jednak, moim zdaniem, nie tylko w obietnicy szybkiego wzbogacenia się i łatwego awansu. „Czekające przedmioty” pojawiły się jako narracja w konfrontacji z niemiecką własnością. Nie znaczy to rzecz jasna, że zakładam powszechną po wojnie wiarę w życie i pragnienia przedmiotów. Zamiast przypisywać ją naiwnie innym, zapytać należy nie tyle, czy ludzie wierzyli, że przedmioty naprawdę na nich czekają i pragną ich przyjazdu, ile raczej, co ta figura, pojawiająca się często w powojennych materiałach – zarówno tych oficjalnych, jak i osobistych – może powiedzieć o ludzkim doświadczeniu, o codzienności, z którą ludzie muszą się konfrontować, w której działają i którą przeżywają.

By zrozumieć znaczenie czekających przedmiotów – bezpańskich, porzuconych, otwartych na nowych opiekunów – proponuję na chwilę pozostawić relację ze światem nieożywionym i zwrócić się w stronę relacji międzyludzkich. Nakreślenie tego fragmentu społecznych stosunków pozwoli mi na usytuowanie przedmiotów w szerszej perspektywie, a następnie wytłumaczenie sposobu, w jaki przedmioty były używane do organizowania i przekształcania własnych emocji – niepewności, obaw, ale również pragnień. Tak bowiem rozumiem rolę przedmiotów powracających w narracjach polskich osadników, które nazywam tutaj „gościnnymi”.

Pytanie o gościnność wraca zawsze w szczególnych momentach społecznych napięć i konfliktów. Nie jest neutralne, prowokuje bowiem do podstawowego namysłu w chwili, gdy sama idea znajduje się w kryzysie. „Albowiem pytanie o sens gościnności zjawia się w sytuacji, w której ten sens został gruntownie zakwestionowany” – zauważa Cezary Wodziński w eseju Odys gość. „Nie zachwiany czy nadkruszony, lecz wypalony do cna”42 – dodaje autor. Pytanie o gościnność w interesującym mnie momencie pojawia się na przecięciu różnych dróg tuż powojennej przymusowej migracji, kierowanej racjami politycznymi i ideologicznymi. Choć droga na Ziemie Zachodnie określana była ówcześnie najczęściej jako repatriacja43, oznaczała w gruncie rzeczy podwójną depatriację. W tym punkcie nie tylko spotykają się odmienne narracje oparte na różnych doświadczeniach, ale również różne perspektywy gościnności – etyczna i polityczna, czy w innym porządku – indywidualna i społeczna. Dotyczą one relacji między jednostkami, biorą pod uwagę relację jednostek z państwem lub w szerszym, bardziej abstrakcyjnym, ujęciu – relację między państwami. „Gościnność” we wszystkich tych przypadkach związana jest z momentem przekroczenia granicy czy progu – między mną a innym, prywatnym a publicznym, indywidualnym a wspólnym, osobistym a politycznym, hojnym a rządzonym prawami ekonomii44.

„Gościnność” to wyraz „o źródłach zmąconych i mącących w głowie” – pisze Derrida. W języku łacińskim – hospitalite – ma bowiem wpisaną w siebie zagadkową dwuznaczność, czy wręcz własne przeciwieństwo – hostilitas, czyli wrogość. Gra słów występuje również w języku polskim, wyraz „gościnność” łączy bowiem „gościa” i „inność”, przy czym wskazuje wyraźnie na innego jako obcego – nieznanego, nietutejszego, przychodzącego z zewnątrz, obcokrajowca45. W tym słowie następuje więc swego rodzaju przejście między Innym, który może być wrogi, a Gościem, którego przyjmujemy mimo tego niebezpieczeństwa.

Francuski filozof, który pozostawał w ciągłym dialogu z myślą Emmanuela Levinasa, pytanie o gościnność stawia w perspektywie etycznej, a raczej już samą gościnność rozumie jako etykę46. Podobnie jednak jak w przypadku Levinasa, który zamiast pozostawać w skostniałych znaczeniach takich pojęć, jak „etyka” czy „odpowiedzialność”, Derrida odnawia je, otwiera na nowe rozpoznania. Dla Levinasa znaczenie etyki opierało się na relacji między mną a Innym – który zbliżając się do mnie, nie ginie w tłumie innych, zachowuje bowiem swoją jednostkowość47. To w tej relacji Derrida widział potencjał przemyślenia, czy też jak określa to Simon Critchley, zdekonstruowania pojęcia „etyka”48. Teksty Derridy poświęcone pytaniu o gościnność, w których wybrzmiewa ta etyczna odpowiedzialność wobec innego, mają charakter postulatywny – nie opisują tego, jak jest, raczej pytają, jak może być, czy – jak być powinno49.

Derrida projektuje ideę czystej gościnności opartej na otwartości, gdzie przyjmuję gościa, który nie został uprzednio zaproszony, o którego nadejściu nic nie wiem, nie jestem więc na nie przygotowana. Mimo to staram się „pozwolić mojemu »u mnie« zmienić się tak, żeby nieoczekiwany przybysz mógł się tam zadomowić, jakkolwiek niebezpieczne by się to wydawało”50. Problem przekładu tego słowa na inne – jak choćby imigracja i integracja – jest problemem przekładu etyki na politykę czy szerzej – na społeczną rzeczywistość51. Doświadczenie gościnności w wymiarze społecznym, politycznym i prawnym zawsze bowiem opiera się na konieczności wypracowania kompromisów. Derrida rzecz jasna nie mówi o pragmatycznym wymiarze gościnności, dostrzega zagrożenie i trudność przekładu idei czystej gościnności, o której pisze, na korpus sztywnych praw i obowiązków. Jego sprzeciw wobec wszelkich uprzednich reguł, norm czy konwencji, które można za każdym razem z powodzeniem stosować, wynika z przekonania o konieczności wynajdywania języka za każdym razem od nowa: „Trzeba, bym ja sam, w każdym przypadku, wobec tego innego, tego gościa wynajdywał najlepsze możliwe zaproszenie”52.

Relację przybywających na Ziemie Odzyskane Polaków i niepewnych swojego losu Niemców w najlepszym wypadku określić można jako współczucie, czasami być może zrozumienie związane ze wspólnym doświadczeniem przesiedlenia, które wynikało z rozpoznania swojej podwójnej pozycji – wypędzonego i wypędzającego53. Paradoksalnie jednak, zgodnie z powojenną afektywną polityką po obu stronach niestabilnej granicy, wszyscy byli „u siebie”54. Pytania o gościnność niełatwo jednak znaleźć w powojennych materiałach – zarówno w oficjalnych, jak i osobistych, przynajmniej jeśli chodzi o gościnność międzyludzką, a nie narodową – Polaków w stosunku do Niemców i odwrotnie. Chociaż takie oczekiwanie jest wyrażane, nieczęsto jest przyjmowane jako postawa. Relacja między Polakami a Niemcami, którzy nie opuścili jeszcze swoich domów, oparta jest na głębokiej niepewności i podejrzliwości. Nowi osadnicy dokładnie przyglądają się rodzinom, z którymi dzielą mieszkania. Obserwują nie tylko wygląd, ale i sposób zachowania się, gesty, miny, wsłuchują się w ton głosu (bo często nie rozumieją języka).

„Co – jeśli w ogóle cokolwiek – możemy powiedzieć o gościnności nieludzkiej, boskiej na przykład, czy zwierzęcej lub roślinnej?”55 – pyta Jacques Derrida w tekście Wrogościnność. Co – parafrazując słowa francuskiego filozofa – jeśli cokolwiek, możemy powiedzieć o gościnności przedmiotów? Derrida szybko odwraca postawione pytanie, zwracając się na powrót do ludzi: gdy trzeba przyjąć innego, obcego – boga, zwierzę, roślinę – „czy winni jesteśmy gościnność?”56. Odwróćmy je raz jeszcze: czy winne są nam gościnność również przedmioty? Pytanie filozofa o możliwość gościnności wobec innego przyjmuje tutaj zatem skrajną postać – nie pytamy bowiem o zwierzę czy roślinę, ale o nieożywione obiekty.

Chociaż moglibyśmy postrzegać wspomnienia o czekających przedmiotach po prostu jako subiektywny opis zastanej przez osadników rzeczywistości, to takie rozumienie jest mało przekonujące. Warto zauważyć, że opisywane doświadczenie, które przypomina zjawisko „gościnności bezwarunkowej” – opartej na niewiedzy, bez pytań i dodatkowych warunków – przedmiotów wobec ludzi, przedmiotów, którym nie tylko oddaje się głos, ale przyznaje się coś na kształt struktury podmiotowości czy nawet świadomości (czekają, tęsknią), pojawia się w skrajnie niegościnnej sytuacji. W sytuacji, w której gościnność między ludźmi została zachwiana, nadkruszona, czy wręcz wypalona. A zatem figura oczekujących i otwartych, a tym samym gościnnych – w rozumieniu Jacques’a Derridy – przedmiotów pojawia się w narracjach osadników w obliczu braku, który należy wypełnić. To wyobrażenie jest więc nie tyle opisem tego, jak jest, ile wyrazem pragnień – tego, jak chciałoby się zostać przyjętym (wystarczy przypomnieć wiarę Franciszka Buchtalarza w powszechną i niezależną od okoliczności zasadę gościnności).

Osadnictwo na Ziemiach Odzyskanych, Polska Kronika Filmowa 1945, nr 18. Źródło

Jeśli „gościnne przedmioty” witały nowych osadników, to przy bliższym kontakcie relacje z nimi nie zawsze pozostawały tak harmonijne, a nieożywione obiekty nie tak otwarte, czasami nawet wrogie. By utrzymać interpretację o roli tego wyobrażenia, należy również dostrzec takie momenty, w których materialność stawia opór. Jeśli poszukiwać gdzieś głosu rzeczy, to raczej nie we wspomnieniach o czekających i tęskniących przedmiotach, które choć miały w ten sposób wyrażać swoją wolę, wyrażały przede wszystkim ludzką wolę. Sytuacja opanowania przedmiotów i osiągnięcia kontroli nad nimi odsłania zazwyczaj jej zupełny brak. Poczucie ich obcości, a często również skrajnej wrogości jest nieusuwalną częścią doświadczenia ich przejęcia. Jak również nostalgia za tymi utraconymi oraz szczególne znaczenie, które zyskują te ocalone w podróży na nowe ziemie – pomimo ich najczęściej mniejszej wartości wymiennej, wartość symboliczna często przewyższa te, w których posiadanie się wchodzi po dotarciu do celu57.

Powojenna gościnność opiera się na dynamicznej relacji między postulatami gościnności wobec przedmiotów a gościnności ich samych, a więc między potrzebą wzięcia ich w opiekę (próbą przekonania polskiej społeczności do przyjęcia/przejęcia i zaopiekowania się nimi) a wolą oddania się pod opiekę (wyrażaną w relacjach o otwartych na nowych osadników przedmiotach, oczekujących ich przybycia). Pojawienie się tej metafory w osobistych historiach interpretuję jako jeden z ważnych sposobów radzenia sobie z przedmiotami obarczonymi powojenną historią Polski – czystkami etnicznymi i zajęciem części terytorium wschodnich Niemiec. „Gościnne przedmioty” pozwalały na uprzedmiotowienie emocji towarzyszących doświadczeniu przekroczenia progu (domu, państwa) w sytuacji braku dotychczasowych właścicieli. Co równie ważne, pozwalały na społeczną legitymizację tych praktyk. Zdefiniowanie ich przede wszystkim jako narzędzi, przedmiotów potrzebnych „do tego, ażeby…”, zwraca uwagę na człowieka jako ich użytkownika. Tym samym pozwalało widzieć siebie jako opiekuna, który zajmie się porzuconymi przedmiotami, zaopiekuje się nimi, uchowa je od zniszczenia i grabieży.



Tekst powstał dzięki środkom z grantu Preludium nr 2014/15/N/HS2/04027 przyznawanego przez Narodowe Centrum Nauki.

1Konkurs Nr. 2 Polskiego Związku Zachodniego, „Dziennik Bałtycki” z 8 sierpnia 1945, s. 3. [Pisownia oryg. – przyp. red.]

2Konkursy PZZ. Konkurs Nr. 3, „Dziennik Bałtycki” z 20 sierpnia 1945, s. 2.

3 Państwowy Urząd Repatriacyjny został powołany przez PKWN 7 października 1944 roku i miał się początkowo zajmować tzw. repatriacją ludności polskiej z ZSRR do Polski oraz z Polski do zachodnich republik radzieckich. Dekret z 7 maja 1945 roku rozszerzył kompetencje PUR, od tej pory Urząd zajmował się też organizacją powrotu osób wysiedlonych w czasie okupacji do poprzednich miejsc zamieszkania. Zob. Michał Musielak, Polski Związek Zachodni 1944–1950, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1986, s. 179.

4 Zbigniew Żaba, rękopis, Archiwum Ziem Zachodnich i Północnych Instytutu Zachodniego w Poznaniu (dalej jako Archiwum Ziem Zachodnich i Północnych), P86/1957, s. 106. Organizatorzy konkursu wymieniają jeszcze inne przyczyny wyboru miejscowości: „Jeden z autorów opisuje np., że kierunek osiedlania się ustalił przy pomocy astrologa i że wypadło mu jechać do Wrocławia. Inni kierowali się »swojskim« brzmieniem nazwy danej miejscowości, np. Jelenia Góra. Jeszcze inni wybierali miejscowość z mapy, wiszącej na ścianie w PUR’ze, a ponieważ miejscowości u dołu łatwiej było odczytać, najczęściej wybierali Śląsk”. Zob. Z prac Instytutu Zachodniego. Pamiętniki osadników jako materiały naukowe do historii i socjografii osadnictwa na Ziemiach Odzyskanych, „Przegląd Zachodni” 1957, nr 5, s. 208.

5 Irena Szydłowska, rękopis, Archiwum Ziem Zachodnich i Północnych, P210/1957. O problemach Państwowego Urzędu Repatriacyjnego w koordynowaniu akcji osadniczej zob. Stefan Banasiak, Działalność osadnicza Państwowego Urzędu Repatriacyjnego na Ziemiach Odzyskanych w latach 1945–1947, Instytut Zachodni, Poznań 1963.

6 Michel de Certeau, Wynaleźć codzienność. Sztuki działania, przeł. K. Thiel-Jańczuk, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2008, s. 124. De Certeau pisze, że „opowieści »kroczą« na czele praktyk społecznych, tworząc dla nich pole”.

7 Wyróżniono jednak dwie prace „ze względu na wysokie walory artystyczne”. Tydzień później oceniano obrazy i grafiki – łącznie nadesłano 54 prace. Przyznano również nagrody za grafikę. Zob. „Polska Zachodnia. Tygodnik” 1946, nr 6 (28).

8 Uchwała Rady Ministrów Rządu Tymczasowego Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 12 czerwca 1945 r. w przedmiocie wzmożenia akcji przesiedleńczej, w: Krystyna Kersten, Kształtowanie się pierwszego planu osadnictwa Ziem Zachodnich w 1945 r. Wybór dokumentów, „Polska Ludowa. Materiały i Studia”, t. V, Instytut Historii Polskiej Akademii Nauk, Państwowe Wydawnictwo Naukowe, Warszawa 1966, s. 174.

9 Zob. np. Empires of Vision. The Reader (Objects/Histories), red. M. Jay, S. Ramaswarny, Duke University Press, Durham–London 2014.

10 Uchwała Rady Ministrów Rządu Tymczasowego Rzeczpospolitej Polskiej z dnia 12 czerwca 1945...

11Sami swoi, reż. Sylwester Chęciński, 1967.

12 Wanda Melcer, Wyprawa na odzyskane ziemie. Reportaż, Biblioteka Społeczno-Naukowa, Warszawa 1945, s. 1.

13 Ibidem.

14 Andrzej Mencwel, Wyobraźnia antropologiczna. Próby i studia, Wydawnictwa Uniwersytetu Warszawskiego, Warszawa 2006, s. 17.

15 Wiele z jej tekstów powstało na podstawie dalekich wyjazdów – do Turcji (1925), Argentyny (1927) czy ZSRR (1947). Inne to opisy rzeczywistości „tuż za rogiem” – bliskiej przestrzennie, choć dalekiej poznaniu. Jak choćby cykl reportaży Kochanek zamordowanych dziewcząt (1934), gdzie pisarka szkicuje obraz Warszawy z perspektywy osób wyrzuconych na margines – bezdomnych, prostytutek narażonych na głód, przestępstwa i cierpienie. Ten sam pomysł retoryczny – wyjścia poza znaną część miasta – znaleźć można w jej innym ważnym reportażu z dzielnicy żydowskiej Czarny ląd – Warszawa (1936). Dziękuję Hannie Zielińskiej za udostępnienie mi fragmentu maszynopisu doktoratu, który jest poświęcony życiu i twórczości Wandy Melcer.

16 Aneta Górnicka-Boratyńska, W poszukiwaniu starszych sióstr. Wanda Melcer – próba portretu. „Teksty Drugie” 1995, nr 3/4 (33/34), s. 134.

17 Mariusz Szczygieł, Zagarniać rzeczywistość jak szynkę, w: 100/XX Antologia polskiego reportażu XX wieku, red. M. Szczygieł, Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014, s. 591.

18 Wanda Melcer, Wyprawa na odzyskane ziemie…, s. 6.

19 Ibidem, s. 9.

20 Ibidem, s. 8.

21 Vladimir Nabokov, Przejrzystość rzeczy, przeł. A. Demkowska-Bohdziewicz, PIW, Warszawa 1982, s. 1.

22 Wanda Melcer, Wyprawa na odzyskane ziemie…, s. 8.

23 Ibidem.

24 Ibidem, s. 26.

25 Oczywiście w tym miejscu nasuwa się od razu pytanie o związek logiki, higieny i racjonalności z wojną – modernizacją, organizacją i sprawnym zarządzaniem. Wanda Melcer tych skojarzeń w swoim reportażu jednak nie uruchamia. Widzi raczej szanse na modernizacyjne poruszenie Polski, a nie związek nowoczesności ze zniszczeniem.

26 Elaine Freedgood, Idee w rzeczach. Ulotne znaczenia powieści wiktoriańskich, przeł. A. Al-Araj i in., Instytut Badań Literackich PAN, Warszawa 2017, s. 17.

27 Ibidem.

28 Pierwszego listopada 1945 roku w Polsce zarejestrowanych było ponad sto tysięcy odbiorników radiowych (populacja w Polsce w grudniu 1946 roku wynosiła 23 640 osób). Zob. strona Polskiego Radia: http://www2.polskieradio.pl/85/kalendarium/ oraz GUS: http://stat.gov.pl/obszary-tematyczne/ludnosc/ludnosc/struktura-ludnosci,16,1.html.

29 Na tak duże poparcie pracowała również powojenna władza, która nie tylko nawoływała do oczyszczenia Polski z mniejszości narodowych, ale również prowadziła antyniemiecką propagandę, bazując na lęku Polaków wobec Niemców. Sama również skutecznie tworzyła atmosferę zagrożenia. Zob. np. Marcin Zaremba, Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm. Nacjonalistyczna legitymizacja władzy komunistycznej w Polsce, Instytut Studiów Politycznych Polskiej Akademii Nauk, Wydawnictwo Trio, Warszawa 2005.

30 Pozostałe pytania brzmiały kolejno: „Czy jesteś za zniesieniem Senatu?” oraz „Czy chcesz utrwalenia w przyszłej Konstytucji ustroju gospodarczego, zaprowadzonego przez reformę rolną i unarodowienie podstawowych gałęzi gospodarki krajowej, z zachowaniem ustawowych uprawnień inicjatywy prywatnej?”. Zob. Czesław Osękowski, Referendum 30 czerwca 1946 roku w Polsce, Wydawnictwo Sejmowe, Warszawa 2000.

31 T. David Curp, A Clean Sweep? The Politics of Ethnic Cleansing in Western Poland, 1945–1960, University of Rochester Press, Rochester 2006, s. 69. Jak zauważa Krystyna Kersten, nie posunięto się do użycia sformułowania „Polska dla Polaków”, ale przygotowane na referendum hasło „3 x »tak« – to Polska bez mniejszości narodowych” miało właściwie takie samo znaczenie. Zob. Marcin Zaremba, Komunizm, legitymizacja, nacjonalizm…, s. 154; Krystyna Kersten, Między wyzwoleniem a zniewoleniem. Polska 1944–1956, Wydawnictwo Aneks, Londyn 1993, s. 34.

32 Wanda Melcer, Wyprawa na odzyskane ziemie…, s. 45.

33 Ibidem.

34 Ibidem, s. 1024.

35Osadnictwo na Ziemiach Odzyskanych, Polska Kronika Filmowa 1945, nr 18, http://www.repozytorium.fn.org.pl/?q=pl/node/4501, dostęp 8 sierpnia 2017.

36 Franciszek Buchtalarz przesłał swoje wspomnienia na konkurs na Pamiętnik Osadnika Ziem Odzyskanych ogłoszony w 1956 roku przez Instytut Zachodni w Poznaniu. Wybór pamiętników został następnie opublikowany w formie książek Pamiętniki Osadników Ziem Odzyskanych w 1963 i 1964 roku. Buchtalarz zdobył drugą nagrodę w konkursie.

37 Franciszek Buchtalarz, rękopis, Archiwum Ziem Zachodnich i Północnych, P165/1957, s. 64.

38 Ibidem, s. 54.

39Osadnictwo na Ziemiach Odzyskanych

40 Ibidem.

41 Zob. np. W.J.T. Mitchell, Landscape and Power, The University of Chicago Press, Chicago–London 2002.

42 Cezary Wodziński, Odys gość. Esej o gościnności, słowo/obraz terytoria, Warszawa 2015, s. 5.

43 Zob. np. Przesiedlenie ludności polskiej z Kresów Wschodnich do Polski 1944–1947. Wybór dokumentów, red. S. Ciesielski, Neriton, Warszawa 2000.

44 Judith Still, Derrida and Hospitality. Theory and Practice, Edinburgh University Press, Edinburgh 2010, s. 4.

45 Cezary Wodziński zwraca uwagę, że Inny kryje się właściwie już w samym słowie „gość”. Dwa stare polskie słowa dobrze uwypuklają „zagadkę gościa jako innego”: gościna „to pierwotnie obczyzna, obca strona, nie swój kraj” oraz gościniec, który ma trzy znaczenia – „to droga, która prowadzi w obce strony; zajazd przydrożny, gdzie goszczą obcy przybysze; i podarunek, który przywozi się, wracając z obczyzny”. Cezary Wodziński, Odys gość…, s. 5.

46 Zob. np. Judith Still, Derrida and Hospitality…; Jacques Derrida, Adieu to Emmanuel Levinas, przeł. P. Anne-Brault. M. Nass, Stanford University Press, Stanford 1999.

47 Simon Critchley, The Ethics of Deconstruction. Derrida and Levinas, Edinburgh University Press, Edinburgh 1999, s. 18.

48 Ibidem.

49 Zob. np. Jacques Derrida, Gościnność nieskończona, przeł. P. Mościcki, „Przegląd Filozoficzno-Literacki” 2004, nr 3(9).

50 Ibidem, s. 260.

51 Ibidem, s. 258.

52 Ibidem.

53 O zróżnicowaniu postaw Polaków wobec Niemców pisze między innymi Bernadetta Nitschke, Wysiedlenie czy wypędzenie? Ludność niemiecka w Polsce w latach 1945–1949, Wydawnictwo Adam Marszałek, Toruń 2001. O relacji swego rodzaju zrozumienia i współczucia pisze w swoich wspomnieniach między innymi Zbigniew Żaba, Archiwum Ziem Zachodnich i Północnych, P81/1957.

54 O kategorii domu w powojennej polskiej kulturze zob. np. Framing the Polish Home: Postwar Cultural Constructions of Hearth, Nation, and Self, red. B. Shallcross, Ohio University Press, Athens 2002.

55 Jacques Derrida, Wrogościnność, przeł. A. Dwulit, w: Wrogościnność. Podejmowanie obcych / Hostipitality. Receiving Strangers, Muzeum Sztuki w Łodzi, Łódź 2010, s. 5–6. Tekst powstał na podstawie wykładu wygłoszonego przez Jacques’a Derridę w Bosphorus University w Stambule (w trakcie warsztatów Pera Peras Poros, 9–10 maja 1997).

56 Ibidem, s. 6.

57 Zob. np. Beata Halicka, Polski Dziki Zachód. Przymusowe migracje i kulturowe oswajanie Nadodrza 19451948, przeł. A. Łuczak, Towarzystwo Autorów i Wydawnictw Prac Naukowych Universitas, Kraków 2015, s. 169–176, 238–250.