Kolonialne spojrzenie i ramy fantastyki naukowej

Tematem tej książki jest związek między wczesnymi dziejami anglojęzycznej fantastyki naukowej a historią i dyskursami kolonializmu. Zacznijmy od krótkiego przykładu. Badacze gatunku często upatrują jego genealogii w klasycznych i późniejszych europejskich narracjach o niesamowitych podróżach do innych światów1. Jeśli uznamy, że fantastyka naukowa ma cokolwiek wspólnego z nowożytną nauką (kwestią definicji „fantastyki naukowej” zajmę się w czwartej części tego rozdziału), to przewrót kopernikański – przejście od geocentrycznego do heliocentrycznego rozumienia Układu Słonecznego – wydaje się kluczowym momentem, w którym starożytny motyw cudownej podróży zaczął zbliżać się do science fiction. Przewrót ten bowiem radykalnie zmienił status innych światów względem naszego. Wypchnięta z centrum wszechświata Ziemia stała się zaledwie jednym z niezliczenie wielu takich światów. Spośród wszystkich opowieści o niesamowitych podróżach do innych rzeczywistości napisanych w XVII wieku, a więc już w epoce Galileusza, to Komiczna historya państw i mocarstw na księżycu Cyrana de Bergeraca (po raz pierwszy przełożona na angielski w 1656 roku) wzbudziła największy podziw badaczy fantastyki naukowej2. Wszyscy cytowani przeze mnie autorzy zgodziliby się jednak, że w satyrze Cyrana bynajmniej nie chodzi o mechanikę niebieską. Jej sedno tkwi w sposobie, w jaki autor ośmiesza, parodiuje, krytykuje i denaturalizuje normy kulturowe współczesnych mu Francuzów. Znaczenie jego satyry wiąże się jednak nie tyle z kopernikańskim usunięciem Ziemi z centrum Układu Słonecznego, ile z faktem, że Cyrano pozbawił własną kulturę miejsca w centrum ludzkości, przez co przestała ona wyznaczać zakres ludzkich możliwości.

Przykład Cyrana sugeruje, że podważenie etnocentryzmu – czyli osiągnięcie perspektywy, z której własna kultura jawi się jako jedna z wielu możliwych – jest dla historii fantastyki naukowej równie ważne jak postępy w naukach fizycznych i w tym samym stopniu stanowiło warunek powstania gatunku. Możliwość spojrzenia na własną kulturę z krytycznego dystansu zawsze była jedną z korzyści płynących z podróży do obcych krain. W XV i XVI wieku Europejczycy znacząco poszerzyli zarówno zasięg, jak i charakter swoich kontaktów ze światem. W okresie pomiędzy czasami Cyrana a epoką Herberta George’a Wellsa oplotły one cały glob europocentryczną siecią handlu i władzy politycznej. Europejczycy mapowali terytoria poza swoim kontynentem, zakładali na nich kolonie, wydobywali surowce i uprawiali ziemię, handlowali niektórymi ich mieszkańcami, a nad wieloma innymi sprawowali rządy. Procesy te napędzały też rozwój dyskursu naukowego na temat kultury i ludzkości. Obecna w nim wykładnia ewolucji człowieka i związku między kulturą a technologią odegrała istotną rolę w dziełach Wellsa i współczesnych mu twórców, które z czasem zyskały miano fantastyki naukowej.

Teoria ewolucji i antropologia, jako dziedziny mocno splecione z ideologią i historią kolonializmu, odegrały szczególną rolę w powstawaniu fantastyki naukowej od połowy XIX wieku. Przede wszystkim dostarczają nam istotnych pojęć. Poglądy na ludzką naturę mają znaczenie dla każdej formy literatury, jednak tu naukowe narracje dotyczące pochodzenia naszego gatunku oraz jego możliwej przyszłości są kluczowe. Teoria ewolucji i antropologia budują również ramy ideologiczne darwinizmu społecznego przenikającego pierwsze sci-fi. Tematyka wczesnej fantastyki naukowej wynikała ze skomplikowanej mieszanki idei dotyczących rywalizacji, adaptacji, rasy i przeznaczenia – która z jednej strony zrodziła się z teorii ewolucji, a z drugiej stanowiła próbę uporania się z jej implikacjami (bądź ich zanegowania)3. Te zagadnienia będą tu często powracać.

Nie ma żadnej przesady w stwierdzeniu, że kolonializm jest znaczącym kontekstem historycznym dla wczesnej fantastyki naukowej, a zdaniem specjalistów zajmujących się tym gatunkiem to wręcz oczywiste. Większość zgadza się, że do jego prehistorii należą utopijne i satyryczne narracje o spotkaniach europejskich podróżników z nie-Europejczykami – jak Utopia Thomasa More’a (1516), Komiczna historya Cyrana czy Podróże Guliwera Jonathana Swifta (1726). Badaczki i badacze w dużej mierze (choć niejednogłośnie) zgadzają się, że czas najintensywniejszej ekspansji imperiów pod koniec XIX wieku był zarazem czasem kluczowym dla narodzin gatunku4. Fantastyka naukowa pojawia się najpierw w krajach najsilniej zaangażowanych w projekty imperialne – Francji i Anglii – a następnie zyskuje popularność w Stanach Zjednoczonych, Niemczech i Rosji, gdy kraje te również coraz poważniej wkraczają w globalną rywalizację5. Co najważniejsze, nikt obeznany z tą literaturą nie ma wątpliwości, że aluzje do historii i realiów kolonialnych są w motywach i fabułach wczesnej fantastyki naukowej wszechobecne. Pytanie nie brzmi więc „czy”, lecz „jak” i „w jakim stopniu” narracje te odnoszą się do kolonializmu. Interpretacja jego związków z fantastyką naukową musi się więc tak naprawdę rozpocząć od próby rozszyfrowania zawartych w niej, często niebezpośrednich i przewrotnych, odniesień do kolonializmu. Dopiero wtedy można zadać właściwe pytanie o to, jak historia kolonialna i jej dyskursy przenikają wczesną fantastykę naukową, jak odzwierciedla ona lub napędza idee na temat kształtu historii oraz jak, w różnym stopniu, może ukazywać starania ludzkości o możliwość zmiany biegu tejże historii.

Od satyrycznego odwrócenia do różnicy antropologicznej

Na początek przytoczmy tezę Edwarda Saida z książki Kultura i imperializm, że „powieść, jako kulturowy artefakt społeczeństwa burżuazyjnego, i imperializm są ze sobą nierozerwalnie związane”6. Said twierdzi, że społeczna przestrzeń powieści, definiująca dostępne bohaterom możliwości oraz ograniczenia, jakich doświadczają, jest nierozerwalnie związana z projektem globalnej ekspansji Europy Zachodniej i sprawowanej przez nią kontroli nad pozaeuropejskimi terytoriami i kulturami od XVIII wieku do dziś. Przestrzeni domowych i psychologicznych przedstawianych w powieściach nie da się oddzielić od narastającego poczucia, że cały świat znajduje się pod polityczną i gospodarczą kontrolą Zachodu. Podobnie prywatnej sfery emocji i relacji międzyludzkich nie można oddzielić od historii stosunków klasowych i własnościowych panujących w tym samym czasie. Said nie twierdzi, że imperializm determinuje formę powieści, ale po prostu, że tworzy strukturę możliwości oraz dystrybucji wiedzy i władzy, której powieść nieuchronnie daje wyraz.

Wczesna anglojęzyczna fantastyka naukowa daje obraz dystrybucji wiedzy i władzy w konkretnym momencie historii kolonializmu. Jeśli wiktoriańska moda na powieść przygodową wydawała się płynąć na fali imperialnej ekspansji, zwłaszcza w Afryce i na Pacyfiku, to rosnąca popularność podróży w kosmos lub pod skorupę ziemską pod koniec XIX i na początku XX wieku prawdopodobnie odzwierciedlała niemal zupełne wyczerpanie się niezbadanych obszarów globu – znikanie białych plam na mapie, odnosząc się do słynnej anegdoty Conrada. Nie dysponując już radykalną egzotyką niezbadanych terytoriów na Ziemi, pisarze wymyślają takie miejsca gdzie indziej. Ten kompensacyjny odruch to jednak dopiero początek historii. Kolonializm bowiem nie tylko otworzył nowe możliwości, „nowy świat”, do którego dał dostęp temu „staremu”, lecz stymulował także przewroty w naukach biologicznych i humanistycznych, które przekształciły europejskie wyobrażenia o historii i społeczeństwie kontynentu. Egzotyka, gdy już została zbadana, przeanalizowana, steoretyzowana, skatalogowana i upubliczniona, zwykła zwracać się ku tym, którzy ją w ten sposób zawłaszczyli i wymierzyli, tym razem poddając ocenie ich samych. Jak ujął to francuski filozof Jacques Derrida: „Można właściwie przyjąć, że etnologia mogła się narodzić jako nauka dopiero w chwili, gdy nastąpiła decentracja: w momencie, gdy kultura europejska […] uległa dyslokacji, została pozbawiona swojego locus i zmuszona do tego, by przestać uważać się za kulturę referencyjną”7. Wczesna fantastyka naukowa również daje wyraz skutkom tej dyslokacji. Przenika ją ten dwojaki efekt egzotyki – z jednej strony będącej sposobem zaspokajania znanych pragnień, z drugiej podważającej poczucie tego, co właściwe lub naturalne.

Choć, jak zobaczymy dalej, wydaje się, że znaczna część wczesnej fantastyki naukowej jedynie przenosi i ożywia ideologie kolonialne, u podstaw wymyślania innych światów często leży satyryczne dążenie do wywrócenia znanego porządku do góry nogami. Na przykład w Knickerbocker’s History of New York (1809) Washingtona Irvinga satyryczne odwrócenie hierarchii staje się sposobem na utożsamienie przybyszy z innej planety z kolonialistami. Pisarz wymyśla rasę z Księżyca, która przybywa na Ziemię, „posiadając wyższą biegłość w sztuce eksterminacji”; na jej podstawie, „odkrywszy, że planeta ta jest jedynie wyjącym pustkowiem, zamieszkanym przez nas, biednych dzikusów i bestie, […] obejmuje ją w formalne posiadanie, w imieniu jego najłaskawszej i filozoficznej ekscelencji, człowieka z Księżyca”8. Dzikość ludzi polega nie tylko na niewłaściwym kolorze skóry (białym, a nie groszkowozielonym) i anatomii (dwoje oczu zamiast jednego), ale także na perwersyjnych zwyczajach małżeńskich i wierzeniach religijnych (monogamia i chrześcijaństwo zamiast wspólnotowej rozwiązłości i ekstatycznego „lunacyzmu”). Irving stawia sprawę jasno. Kiedy dzikusy niewdzięcznie odmawiają przyjęcia darów cywilizacji, lunarianie nawracają ich na własny sposób myślenia „zwyczajnie siłą” i „łaskawie pozwalają [im] egzystować na spieczonych słońcem pustyniach Arabii lub skutych lodem terenach Laponii, aby tam mogli cieszyć się błogosławieństwami cywilizacji i urokami filozofii księżycowej, podobnie jak zreformowanym i oświeconym dzikusom tego kraju uprzejmie pozwala się zamieszkiwać niegościnne lasy północy lub nieprzebyte puszcze Ameryki Południowej”9.

Zastosowana przez Irvinga strategia satyrycznego odwrócenia obecna jest także w XIX wieku w wielu ważnych tekstach protofantastycznonaukowych, takich jak Erewhon (1872) Samuela Butlera, gdzie odwróceniu ulegają wartości związane z chorobą i przestępstwem. Innym przykładem jest wydana w 1888 roku niezwykła powieść o zaginionej rasie Jamesa De Mille’a, A Strange Manuscript Found in a Copper Cylinder, w której pojęcia światła i ciemności, bogactwa i biedy oraz życia i śmierci nieprzerwanie ulegają odwróceniu. Najsłynniejszy taki manewr w historii science fiction przypomina ten wykonany przez Irvinga. Na pierwszych stronach Wojny światów (1898) Herbert George Wells prosi swoich angielskich czytelników, aby pomyśleli o inwazji Marsjan na Ziemię w kontekście ludobójczego ataku Europejczyków na Tasmańczyków. Domaga się tym samym, by kolonizatorzy wyobrazili sobie siebie jako skolonizowanych lub tych, których czeka kolonizacja. U Wellsa to odwrócenie perspektywy znaczy jednak coś więcej, ponieważ analogia opiera się na dominującej we współczesnej antropologii logice, że teraźniejszość tubylczego, prymitywnego „innego” jest przeszłością kolonizatora. Marsjanie Wellsa atakujący Anglię przypominają Europejczyków w Tasmanii nie tylko jako aroganccy koloniści najeżdżający technologicznie słabiej rozwiniętą cywilizację, lecz także dlatego, że ze swoimi przerośniętymi mózgami i protetycznymi maszynami stanowią wizję przyszłości samej rasy ludzkiej.

Konfrontacja ludzi i Marsjan jest więc rodzajem anachronizmu, niestosownym współzamieszkiwaniem tej samej chwili przez ludzi i artefakty z różnych czasów. Anachronizm ten jest jednak oznaką różnicy antropologicznej, czyli sposobu, w jaki antropologia końca XIX wieku konceptualizowała grę tożsamości i różnicy między naukowym obserwatorem a podmiotem antropologicznym: obaj są ludźmi, lecz przynależą do różnych momentów w historii cywilizacji. Jak ujmuje to George Stocking w swej książce o intelektualnej historii antropologii wiktoriańskiej, antropolodzy tamtej epoki, choć wyrażali zdumienie z powodu niszczycielskich skutków kontaktu Europejczyków z Tasmańczykami, byli w stanie zdobyć się wobec tego na wyrozumiałość, ponieważ uważali Tasmańczyków za „żywych przedstawicieli wczesnej epoki kamienia”, a zatem ich „wymarcie było po prostu kwestią […] umieszczenia Tasmańczyków z powrotem w martwym prehistorycznym świecie – tam, gdzie ich miejsce”10. Topos dzikusa jako reliktu przeszłości występuje w tak poważanych i wpływowych dziełach jak Społeczeństwo pierwotne Lewisa Henry’ego Morgana11. Struktury pokrewieństwa współczesnych Indian amerykańskich i mieszkańców wysp polinezyjskich zostają tam odczytane jako świadectwo „naszej” przeszłości. Z kolei w Totemie i tabu Sigmunda Freuda12 praktyki seksualne społeczeństw „prymitywnych” są interpretowane jako etapy rozwojowe na drodze do dojrzałej seksualności Zachodu. Johannes Fabian twierdzi, że wypieranie lub kwestionowanie faktu, iż tak zwane dzikie kultury żyją współcześnie z kulturą zachodnich odkrywców, kolonizatorów i osadników, jest jednym z podstawowych i rozpowszechnionych założeń nowoczesnej antropologii. Przeobrażenie przez kolonializm przestrzeni w czas nadało globowi geografię nie tylko klimatów i kultur, ale także etapów ludzkiego rozwoju, które mogły się stykać i wzajemnie oceniać13.

Anachroniczna struktura różnicy antropologicznej to jedna z kluczowych cech łączących rodzącą się fantastykę naukową z kolonializmem. Kluczowy jest sposób, w jaki wprawia ona w ruch wahadło sięgające od fantastycznych pragnień do krytycznego wyobcowania, co odpowiada dwojakim skutkom, jakie wywiera egzotyka. W doskonałym eseju Scientific Exploration and EmpireOxford History of the British Empire Robert Stafford pisze, że w ostatnich dekadach tamtego stulecia „zaabsorbowanie zamorską dzikością było formą podróżowania w czasie” dla brytyjskiego odkrywcy oraz, co istotniejsze, dla czytającej publiczności, która postrzegała bujne, dziewicze przestrzenie jako „lenno powołujące nowe światy do istnienia, by naprawić równowagę starego”14. Zatem kiedy Verne, Wells i inni pisali w epoce ekspansji imperialnej o podróżach pod ziemię, w morskie głębiny i w niebiosa, istnienie kolonii otwierało nowe odczytania tych wątków. Handel i polityka kolonialna często zmieniały niesamowite podróże w fantazje o zawłaszczeniu, snute w odniesieniu do realnych obiektów i faktycznych oddziaływań, które kształtowały życie w rodzimych krajach. Egzotyczne cele podróży wpisywały się teraz również w wielowiekowy projekt poznawczego zawłaszczenia. Polegał on na „odczytaniu” egzotycznego „innego”, co z kolei umożliwiało, a nawet wymuszało ponowne „odczytanie” samego siebie. Sprawdźmy więc, jak w fantastyce naukowej kształtuje się napięcie między fantazją a krytyką.

Kolonialne spojrzenie

Chociaż w wyniku odwrócenia perspektywy w Wojnie światów Wellsa kolonizatorzy i kolonizowani zamieniają się miejscami, sama struktura ich relacji pozostaje zasadniczo taka sama. Wells przenosi białego zachodniego narratora z dominującej pozycji kolonizatora na pozycję zdominowanego tubylczego mieszkańca podbitej ziemi. Strategia ta uwidacznia, w wymownie zniekształcony sposób, nie tylko polityczne, lecz także poznawcze skutki istnienia kolonialnej struktury relacji. Narrator przestaje zajmować miejsce naukowego obserwatora i wchodzi w rolę zajmowaną w historii przez tych, na których się patrzy i których się analizuje, a nie tych, którzy patrzą, analizują i teoretyzują. Strukturę poznawczą, która rozróżnia między pozycjami patrzącego i oglądanego, możemy nazwać strukturą „spojrzenia kolonialnego”, dokonując w ten sposób zapożyczenia i adaptacji słynnej analizy spojrzenia filmowego przez Laurę Mulvey w eseju Przyjemność wzrokowa a kino narracyjne15. Spojrzenie kolonialne przydziela wiedzę i władzę patrzącemu podmiotowi, jednocześnie odmawiając lub minimalizując dostęp do władzy swojemu przedmiotowi – temu, na kogo się patrzy. Ta struktura, czyli dyspozycja poznawcza, która opiera się na politycznych i ekonomicznych uwarunkowaniach ustanawiających pozycje podmiotów, jednocześnie wspomagając ich utrzymanie i reprodukcję — pozostaje w Wojnie światów mocno obecna i zachowuje swój wpływ mimo odwrócenia perspektywy. Zilustruję to porównaniem z inną wyrazistą wizją podmiotu kolonialnego.

Il. 1. Alonzo Gartley, Rdzenny hawajski rybak zarzucający sieci. 1903 r. Dzięki uprzejmości Bishop Museum.

Przyjrzyjmy się splotowi egzotyzmu, realizmu, nauki i ideologii w pochodzącej z 1903 roku fotografii Alonza Gartleya Hawajski rybak z zarzutką (Native Hawaiian Fisherman with Throw Net, il. 1). Człowiek z siecią ukazany jest na nim zgodnie z konwencjami antropologicznymi, jak i etnograficznymi. Ubiór mężczyzny oraz technika, której używa, zwracają uwagę na jego kulturową odmienność względem domyślnego zachodniego widza, który zajmuje pozycję aparatu fotograficznego. Ubiór i narzędzia rybackie identyfikują mężczyznę jako człowieka pierwotnego, a zatem, zgodnie z dominującym wówczas modelem dyskursu etnograficznego i antropologicznego, czynią z jego obecności przed publicznością zdjęcia rodzaj anachronizmu, który pozwala jej oglądać własną przeszłość kulturową. Rybak staje się przedmiotem analizy, eksponatem poddanym kontemplacyjnemu spojrzeniu fotografa i oglądających. Archaiczna postać nie jest jednak zwykłą ciekawostką, ma raczej przemawiać do nas zza otchłani wieków. Jak pisze Morgan we wstępie do Społeczeństwa pierwotnego, „Historya rodu ludzkiego jedną jest w swym początku, jedną w doświadczeniu i jedną w postępie”16. Czynnikiem równoważącym kulturową odmienność rybaka jest jego uniwersalność. Reprezentuje on człowieka-łowcę, stawiającego czoła żywiołowi natury, który ukazuje się w rozbryzgach morskich fal i świetle słońca. Archetypiczny charakter obrazu wplątuje publiczność we wzajemne zależności losów łowiącego rybaka i fotografa utrwalającego jego wizerunek, a relacja ta ujawnia kolejną różnicę. Jeśli bowiem scena wyraża technologiczną wyższość fotografa, to jest też świadectwem utraty przez niego bezpośredniego kontaktu ze światem przyrody. W porównaniu ze złowieniem ryby utrwalenie (lub oglądanie) obrazu jest gratyfikacją zapośredniczoną i odroczoną. Uniwersalizująca rama przypisuje więc tubylcowi pozycję niższą, ale zarazem nadaje tej pozycji krytyczną, refleksyjną siłę względem tego, co nadrzędne.

Obecne na zdjęciu połączenie anachronizmu i uniwersalizmu idzie w parze z dramatyczną bliskością, a zarazem wyraźnym oddzieleniem od tematu. Odtwarza to konwencję niewidzialnej czwartej ściany między widzami a aktorami w teatrze. My, widzowie, jesteśmy postawieni w „realistycznej” pozycji obserwatorów sceny, w której postać jest całkowicie pochłonięta sobą, dlatego nie patrzy i nie może na nas spojrzeć. Ta jednokierunkowość, wspólna konwencjom teatralnym, fotograficznym i później filmowym, jest również kluczowa dla konwencji etnograficznych i antropologicznych, które traktują taką postać jako anonimowego, bezrefleksyjnego przedstawiciela jakiegoś społeczeństwa lub etapu ludzkiego rozwoju. Założeniami tymi zachwiać może jednak dostrzeżenie sztuczności starannie upozowanego zdjęcia. Można na przykład podejrzewać, że wzburzone fale i niebezpieczne skały, na których kuca łowca, zostały wybrane bardziej ze względu na ich malownicze walory niż na stosowność do celów rybaka. Niełatwo byłoby też wyjaśnić, na jaką zdobycz może on polować w tej konkretnej pozie, skoro jego bystre oczy skierowane są na brzeg, a nie na wodę. Świadomy charakter pozy zadaje więc kłam jej pozornemu statusowi etnograficznego dowodu spontanicznej praktyki. Chociaż więc zdjęcie może udawać formę wiedzy o hawajskim rybaku, jest ono ewidentnie przejawem egzotyzmu, który niezależnie od artystycznych czy etnograficznych intencji Gartleya szybko stał się elementem promocji przemysłu turystycznego rodzącego się w nowo anektowanej amerykańskiej kolonii17.

Skoro dostrzeżenie sztuczności pozy modela podważa etnograficzne znaczenie obrazu, to co stałoby się, gdyby aktywniej przeorganizować układ konstytuujący kolonialne spojrzenie? Gdyby na przykład wprowadzić do sceny spojrzenie odwzajemnione – gdyby model mógł się wyprostować, spojrzeć w kamerę i zwrócić do publiczności – konwencja gatunkowa przeszłaby z obrazu etnograficznego w to, co Mary Louise Pratt nazywa autoetnografią18. To odwrócenie narracyjnego punktu widzenia poskutkowałoby opowieścią o doświadczeniu hawajskiego rybaka prawdopodobnie zajętego nie tyle łowieniem po to, by przeżyć, ile raczej próbującego zarobić pieniądze pozowaniem białemu fotografowi. Doświadczenie to odzwierciedlałoby nie strukturę społeczną i gospodarczą Hawajów sprzed przybycia kolonizatorów, lecz jej naruszenie przez ekonomiczną i polityczną dominację białych osadników. Ale w takiej relacji nie dochodziłoby do odwrócenia perspektywy narracyjnej dokonanego w Wojnie światów. Taki gatunkowy zwrot nastąpiłby nie wówczas, gdy model Gartleya przejąłby narrację, ale raczej wtedy, gdy wyobrażony podmiot – człowiek pierwotny żyjący w naturze – zrekonstruowałby ze swojego punktu widzenia scenę, w której jego wizerunek utrwala rażąco obcy, futurystyczny i natrętny fotograf. Powstały w ten sposób obraz mógłby wyglądać podobnie do okładki numeru pisma „Amazing Stories” z sierpnia 1927 roku, która przedstawia marsjańskie maszyny bojowe Wellsa siedzące okrakiem na trójnogach i atakujące angielską wieś promieniami cieplnymi, skądinąd właściwie całkiem tak, jak liczni geniusze fotografii (il. 2). (Bardziej bezpośrednie nawiązanie do odwrócenia kierunków fotografowania pojawia się na okładce „Thrilling Wonder Stories” z czerwca 1939, il. 3).

Il. 2 Frank R. Paul, ilustracja na okładce, “Amazing Stories”, sierpień 1927 r. Dzięki uprzejmości Cushing Memorial Library and Archives, Texas A&M University. Wykorzystano za zgodą The Frank R. Paul Estate.

Strategia Wellsa polega na odwróceniu pozycji. Choć odwrócenie to pozostaje całkowicie w ramach kolonialnego spojrzenia i anachronizmu różnicy antropologicznej, zarazem podkreśla ich krytyczny potencjał. Należy pamiętać, że w Wojnie światów sam „tubylczy” ludzki narrator zajmuje nie tylko pozycję zdominowanego, zdehumanizowanego podmiotu kolonialnego, ale także naukowego obserwatora, zwłaszcza gdy wchodzi w rolę etnografa we wspaniałym rozdziale o anatomii i technologii Marsjan. Te etnograficzne fragmenty są co najmniej tak istotnym świadectwem relacji między dyskursem kolonialnym a fantastyką naukową jak słynne porównanie dotyczące ludobójstwa na początku powieści. W ten sposób powieść science fiction, pozostając w ideologicznych i epistemologicznych ramach dyskursu kolonialnego, wyolbrzymia i wykorzystuje jego wewnętrzne podziały. Chociaż nie demistyfikuje kolonialnego spojrzenia poprzez kontakt z historią, jak zrobiłaby to autoetnografia, to jednak wyobcowuje je poprzez odwrócenie wektora anachronizmu tego spojrzenia – fantastyka naukowa obrazuje wówczas możliwą przyszłość zamiast przeszłości – i sprawia, że hierarchiczna różnica między obserwatorem a obserwowanym zaczyna oscylować między biegunami podmiotu i przedmiotu, przy czym każde takie wahnięcie potencjalnie kwestionuje i przekodowuje dyskursywne ramy prawdy naukowej, pewności moralnej i hegemonii kulturowej.

„Wyłaniając się z mgieł”

Jedna z późniejszych i mniej znanych powieści Wellsa, Wyspa wariatów (Mr. Blettsworthy on Rampole Island, 1928)19, pomoże nam rozbudować i doprecyzować tę analizę krytycznego potencjału science fiction. W trzeciej części książki czytamy Wellsa w jego najbardziej swiftowskim wydaniu, gdy przedstawia pobyt rozbitka Arnolda Blettsworthy’ego wśród dzikich, kanibalistycznych i nienapotkanych wcześniej mieszkańców wyspy Rampole. Podobnie jak w wielu egzotycznych opowieściach przygodowych, na przykład Zaginionym świecie (1912) Arthura Conana Doyle’a czy King Kongu (1933) wyprodukowanym przez RKO, odizolowani wyspiarze Wellsa dzielą wyspę z dinozaurami. Nie są to jednak znane, spektakularne drapieżniki, lecz Megatherje – olbrzymie leniwce, które niszczą wszelkie rośliny kwitnące i już się nawet nie rozmnażają, przetrwały siłą czystej inercji. Blettsworthy wyraźnie widzi w Megatherjach instytucje prawne i polityczne własnego społeczeństwa i wykorzystuje prehistoryczne relikty, by zilustrować tezę, że darwinowskie „przetrwanie najlepiej przystosowanych” (popularna parafraza ukuta przez Herberta Spencera i poparta przez samego Darwina) niekoniecznie daje przewagę lepszym gatunkom. Nietrudno także zauważyć, że instytucje polityczne i religijne mieszkańców wyspy Rampole parodiują te ze współczesnej Europy, jak w „sesjach wycia”, podczas których przywódcy wojskowi podsycają nienawiść do wrogów. Samemu Blettsworthy’emu udaje się przeżyć wśród wyspiarzy pod patronatem Chita, tłumacza Świętego Szaleńca. Blettsworthy idealnie nadaje się na Świętego Szaleńca, ponieważ rzeczy, które mówi, nie mają dla wyspiarzy sensu i dlatego Chit może je interpretować w sposób, który daje mu władzę. Oportunistyczna manipulacja Chita „kulturowym innym” jest jednym z motywów przewodnich i rzuca się cieniem na trzecią część tego samego rozdziału, Dzikie plemię. Osobista narracja Blettsworthy’ego zostaje zawieszona, ustępując miejsca etnograficznemu przeglądowi przerażających instytucji kulturowych mieszkańców wyspy Rampole.

Il. 3 Harold V. Brown, ilustracja na okładce, “Thrilling Wonder Stories”, czerwiec 1939 r. Dzięki uprzejmości The Special Collections Library, University of California, Riverside.

W części czwartej okazuje się jednak, że społeczeństwo to jest jedynie urojeniem Blettsworthy’ego, który przebywa tak naprawdę w szpitalu psychiatrycznym na Brooklynie. Kiedy uświadamia sobie swoją sytuację i zyskuje pewność co do urojenia, formułuje kluczowe reguły gatunkowe i teoretyczne konstrukcji powieści: „– Tak, to świat rzeczywisty, przyznaję… [Manchett, czyli Chit] Ucieszył się temi słowami. – I widzę, że to jest wyspa Rampole – dodałem – Bo w gruncie rzeczy, mój doktorze, co to jest wyspa Rampole? Jest także zwykłym realnym światem, przysłoniętym mgłą złud moich”20. Zatem groteska wyspy Rampole odpowiada realistycznym treściom z trzech pozostałych części powieści – obejmujących zdradę Blettsworthy’ego przez jego pierwszego partnera biznesowego i narzeczoną; jego makabryczne losy w okopach I wojny światowej; celowe porzucenie go na tonącym statku przez brutalnego kapitana, który wcześniej pobił na śmierć chłopca okrętowego; wreszcie jego wykorzystywanie przez Manchetta, który znalazł Blettsworthy’ego na prawdziwej wyspie Rampole, gdy bezskutecznie poszukiwał ocalałych Megatherjów, a szczęśliwie znaleziony okaz posłużył mu do budowania kariery naukowej – wszystko to „wyłania się z mgieł” iluzji Blettsworthy’ego. Strategii Wellsa, polegającej na umieszczeniu pobytu na wyspie Rampole w ramach spójnej realistycznej satyry, nie należy uznawać za jeszcze jeden oklepany chwyt w stylu „a to był tylko sen”. Opowieść o Blettsworthym, podobnie jak Wyznania łgarza (1975) Philipa K. Dicka, jest narracją realistyczną, która obiera fantazję i urojenia za swój temat jako metafikcyjny komentarz do szerzej znanych, nierealistycznych dzieł autora. System urojony przez Blettsworthy’ego, pełniący (zgodnie z wyjaśnieniem Manchetta) realistyczną funkcję mechanizmu obronnego przed doświadczoną traumą, jednocześnie demaskuje społeczne urojenia podzielane przez wszystkich jego rodaków.

Czyż fantastyczna konstrukcja ładu społecznego na wyspie Rampole nie jest ostatecznie bliższa rzeczywistości niż potoczne społeczne rozumienie świata, podobnie do teorii, która przenika przez przejawy rzeczy, pozwalając opisać fundamentalne zasady bądź struktury interakcji? Myślę, że sposób, w jaki fantazja gra tu z rzeczywistością, został zamierzony przez Wellsa jako komentarz do krytycznego potencjału fuzji realizmu i niemożliwego w fabułach takich jak rozdział trzeci Blettsworthy’ego – czyli także w Wyspie doktora Moreau (1896) i Wehikule czasu (1895)21. Warto jednak uniknąć pokusy zredukowania epizodu z wyspy Rampole do ukrytej prawdy o reszcie narracji. Taka lektura zadowoliłaby się moralizatorskim wnioskiem, że to cywilizacja jest tak naprawdę dzika. Możemy jednak tego uniknąć, powstrzymując się od utożsamiania „prawdziwego świata wyłaniającego się z mgieł” iluzji Blettsworthy’ego z prawdą demaskującą fałsz. Albowiem to, co jest nam prezentowane, to struktura metafikcyjna – fikcja komentująca inną fikcję. „Wyłanianie się z mgły” nie jest drogą wyjścia z ram narracji ku prawdzie znajdującej się na zewnątrz, ale sposobem na zawrócenie narracji, która może w ten sposób komentować samą siebie. Co więcej, tym, co pozwala fantastycznej prozie przygodowej z wyspy Rampole ukształtować się ponad i w kontrze do realistycznej prozy, w której jest osadzona, jest przemieszczone odniesienie kulturowe tworzone przez wyspę i jej lud. Przypomina to przeniesienie znane z fantastyki naukowej, które dokonuje się w momencie, gdy wyspa zostaje zdemaskowana jako fantazja Zachodu, ale jej krytyczny potencjał jest uzależniony od tego, że wyspa nie jest po prostu jego wypartym, starannie zakamuflowanym autoportretem. Zamiast tego metafikcja Wellsa uruchamia wokół obrazu egzotycznego „innego” zestaw napięć, na przemian przypisując mu status odkrycia lub projekcji, faktu lub fantazji, epifanii radykalnej odmienności lub zakamuflowanej reprezentacji tego, co tożsame.

Ta gra antytetycznych możliwości jest ważną miarą zaangażowania fantastyki naukowej w kolonialną historię, ideologię i dyskurs. Ale efekty ideologiczne i dyskursywne są tu nie tyle kwestią odniesień tematycznych, ile pochodną sposobu, w jaki narracje o kolonialnej historii i ideologii „wyłaniają się z mgieł” fantastyki naukowej. Na sci-fi można spojrzeć jak na pewnego rodzaju palimpsest, pod którego warstwą fantastyczną tkwią nieusuwalne ślady scenariusza kolonialnego. Można też stwierdzić, że energie kolonialnego pola dyskursu spolaryzowały fantastykę naukową, podobnie jak bliskość potężnego pola elektrycznego magnesuje kawałek żelaza. Obie te metafory wyrażają myśl, że science fiction ujawnia coś narzuconego przez kolonializm. Podkreślmy jednak, że kolonializm nie jest po prostu rzeczywistością, którą fantastyka naukowa mistyfikuje. Nie próbuję dowieść, że ukryta prawda sci-fi tkwi w kolonializmie. Chcę natomiast pokazać, że stanowi on część tekstury tego gatunku jako trwały i ważny komponent odniesień historycznych, wpływu ideologicznego oraz konstruowania granic tego, co możliwe i wyobrażalne.

Gatunek, system i tekst. Definiowanie przedmiotu badań

Zanim jednak przejdziemy do analizy związku między kolonializmem a narodzinami fantastyki naukowej, muszę dokładnie wyjaśnić, co rozumiem przez „fantastykę naukową” i jej „narodziny”. Pojęcia te pojmuję jako skrystalizowanie się zestawu oczekiwań gatunkowych w postaci rozpoznawalnych ram produkcji i recepcji. Ramy te pozwalają zarówno pisarzom, jak i czytelnikom uznawać poszczególne dzieła za przykłady gatunku literackiego, który od lat 20. XX wieku zyskał miano fantastyki naukowej. Na proces ten składa się historyczna zmiana w systemie rozpoznawalnych gatunków literackich oraz wyłonienie się zestawu konwencji i oczekiwań, które z jednej strony wytworzyły rynkową niszę (dostrzegł ją wydawca Hugo Gernsback – to jemu głównie zawdzięczamy rozpowszechnienie się terminu „science fiction”), a z drugiej nowe możliwości twórcze (rozpoznane przez Verne’a, Wellsa, Conana Doyle’a, Londona, Burroughsa i wielu innych w ciągu półwiecza przed założeniem przez Gernsbacka pierwszego magazynu poświęconego „fikcji naukowej”). W ciągu siedemdziesięcioletniego okresu, trwającego od około 1870 roku do wybuchu drugiej wojny światowej, publikowano coraz więcej tekstów o wyraźnych cechach fantastyki naukowej. Zjawisku temu towarzyszyła konsekwentna i długotrwała przemiana tej formy pisania. Przykładowe fabuły z początku tego czasu, jak Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1870; przetłumaczone na angielski w 1872) Juliusza Verne’a i Nadchodząca rasa (1871) Edwarda Bulwera-Lyttona, były osadzone we współczesnym świecie i rozpoczynały się w konwencji realistycznej. Narrator lub bohater trafiał następnie w wybitnie nierealistyczną scenerię – na łódź podwodną Nemo i do podwodnego królestwa, do którego daje ona dostęp u Verne’a, oraz do podziemnego świata u Bulwera-Lyttona; zostaje ona następnie zbadana i wytłumaczona w dalszej części narracji. W tekstach z końca tego okresu, na przykład w jednym z numerów „Astounding Stories” z 1937 roku, cały zestaw nierealistycznych konwencji jest obecny od samego początku i traktowany jako coś naturalnego. Obce istoty, futurystyczne scenerie i technologia, a także odnoszące się do nich neologizmy należą do standardowych chwytów. Często są wprowadzane do prozy bez szczególnego wyjaśnienia. Opowiadanie Seeker of Tomorrow Erica Franka Russella i Lesliego J. Johnsona w lipcowym numerze „Astounding Stories” z 1937 roku rozpoczyna się słowami: „Wenusjańskie miasto Kar”22. W scenie otwierającej Forgetfulness Dona A. Stuarta (tj. Johna W. Campbella) w czerwcowym numerze23 astronom stoi w „śluzie” i wdycha „dziwne, ostre zapachy tej planety”24 – co świadczy o tym, że nie znajduje się na Ziemi. Rozwój fantastyki naukowej to długa, kręta ścieżka prowadząca od narracji z drugiej połowy XIX wieku, w których ostrożnie naruszano konwencje realistyczne, do tekstów z lat 30., gdzie fantastyka jest już traktowana jako coś oczywistego.

Nie zamierzam definiować fantastyki naukowej i mam ku temu solidne podstawy teoretyczne. Klarownie wyłożył je Paul Kincaid w eseju On the Origins of Genre. Stawia on tezę, że nie możemy ani „wyodrębnić jednej wspólnej nici”, która łączyłaby wszystkie teksty science fiction, ani zidentyfikować „jednego wspólnego źródła” gatunku25. Wobec proliferacji sprzecznych, a nawet wzajemnie wykluczających się definicji Kincaid stwierdza, że fantastykę naukową – podobnie jak wszelkie inne gatunki literackie – najlepiej pojmować jako grupę obiektów, które wykazują „podobieństwo rodzinne”, a nie jako grupę dzielącą jakiś zestaw istotnych, definiujących cech. Pojęcie rodzinnego podobieństwa zapożyczone jest od Wittgensteina, który w Dociekaniach filozoficznych powołuje się na przykład słowa „sport”. Pokazuje, że choć możemy podać dowolną liczbę aktywności uznawanych za sporty, to nie potrafimy wskazać żadnej istotnej cechy, którą posiadałyby one wszystkie. Przenosząc pojęcie podobieństwa rodzinnego Wittgensteina na grunt fantastyki naukowej, Kincaid konkluduje, że „nie jest [ona] jedną rzeczą. Jest to raczej dowolna liczba rzeczy – przyszła sceneria, cudowne urządzenie, idealne społeczeństwo, obca istota, zakrzywienie czasu, podróż międzygwiezdna, perspektywa satyryczna, szczególne ujęcie tematu, cokolwiek, czego oczekujemy, gdy sięgamy po science fiction, raz bardziej jawne, innym razem bardziej subtelne – które są splecione ze sobą w nieskończonej różnorodności kombinacji”26.

Fantastyka naukowa to „sieć podobieństw”, której tropy można prześledzić od „ochrzczenia” gatunku przez Gernsbacka wzdłuż różnorodnych ścieżek. Można ją też rozszerzać na nieograniczoną liczbę nowych sposobów. Jej płynnych granic broniono, ale także wielorako i z wielu powodów je kontestowano; kategoria ta bezsprzecznie funkcjonuje jednak jako rama literackiej i kulturowej produkcji i recepcji27.

Ujęcie fantastyki naukowej jako sieci podobieństw, a nie zestawu cech definiujących, pozwala właściwie umiejscowić pytania o włączanie i wykluczanie, nurtujące badaczy definiujących gatunek od Gernsbacka po Darka Suvina. Skoro w pierwszym numerze „Amazing Stories” Gernsback przedrukowuje opowiadania Edgara Allana Poego, Verne’a i Wellsa obok nowszych utworów G. Peytona Wertenbakera, George’a Allana Englanda i Austina Halla, a następnie w redakcyjnym wstępniaku ogłasza Poego „ojcem fikcji naukowej”28, to nie należy pytać o wspólne cechy definiujące te sześć opowiadań ani o ich związek z Poem jako prekursorem science fiction, lecz o motywy, dla których Gernsback konstruuje tę wspólną tożsamość i jej genealogię. Pytanie to w równym stopniu dotyczy konstruowania tradycji „literatury wyobcowania poznawczego” u Suvina w Metamorphoses of Science Fiction, która sięga wstecz do Luciana i obejmuje Percy’ego B. Shelleya i Williama Blake’a. Odnosząc się do terminologii i analizy przedstawionej w The Field of Cultural Production, or: The Economic World Reversed Pierre’a Bourdieu, obie konstrukcje tożsamości gatunkowej science fiction mają na celu zdobycie i obronę kapitału ekonomicznego lub kulturowego za pomocą roszczeń do pewnych pozycji w polu produkcji literackiej. Konstrukcja tradycji gatunkowej Gernsbacka odbiega od konstrukcji Suvina, co wynika z ich historycznie i kulturowo odmiennych pozycji i projektów. Różnica ta staje się najbardziej oczywista, gdy zestawimy próbę tego pierwszego, by ustanowić warunki rentowności dla swojego przedsięwzięcia wydawniczego poprzez wytyczenie zestawu przewidywalnych oczekiwań potencjalnych nabywców, z dążeniem tego drugiego, by nadać studiom nad fantastyką naukową akademicką renomę, włączając kanonicznych poetów romantycznych i wykluczając „podliterackie” teksty, takie jak te autorstwa Wertenbakera, Englanda czy Halla29.

Każdy tekst literacki można uznać za przedsięwzięcie podobnego rodzaju. Cytowanie, imitacja, aluzja – wszystko to nieuchronnie oznacza zajęcie jakiegoś stanowiska30, a zatem presja rynku, dynamika prestiżu i konstruowanie genealogii stanowią nieodłączne elementy sieci podobieństw, która konstytuuje gatunek. Gatunki najlepiej zrozumiemy, analizując praktyki, które wytwarzają te podobieństwa, oraz motywy leżące u ich podstaw. Samo decydowanie o przynależności tekstów do tego czy tamtego gatunku zakrawa na intelektualną dezynwolturę, niezależnie od konsekwencji dla wartości rynkowej lub prestiżu. Jest to tym bardziej prawdziwe, że, po pierwsze, sam gatunek jest zjawiskiem intertekstualnym, który zawsze powstaje z podobieństw lub różnic między tekstami, a po drugie, żaden tekst nie jest gatunkowo czysty. Każdy zawiera w sobie zestaw cech gatunkowych, które pozostają we wzajemnym napięciu i oddziałują na siebie.

Gatunek jest zawsze determinowany przez rozkład podobieństw i różnic w polu produkcji kulturowej, dlatego mówiąc o gatunku, zawsze mamy na myśli system gatunków. Tożsamość gatunkowa jest zawsze także różnicą gatunkową. Wyłanianie się fantastyki naukowej jest równocześnie historycznym procesem krystalizowania się zestawu narracyjnych innowacji i oczekiwań w spójną kategorię gatunkową oraz, co za tym idzie, przesunięciem w obrębie całego systemu gatunków. Wskutek tego sieć podobieństw fantastyki naukowej nabiera znaczenia – wyłania się – jako odrębny, konwencjonalny zestaw oczekiwań, odmienny od tych jej najbliższych. Według Hansa-Roberta Jaussa „dialektyczna samoprodukcja nowych form” przechodzi od innowacji w poszczególnych tekstach do „zmian systemu gatunków i form literackich”, czyli do zmian w „horyzoncie oczekiwań” oraz literackich i społecznych uwarunkowaniach dotyczących recepcji i transmisji materiału kulturowego31. Zatem niezależnie od samego istnienia gatunku jako ahistorycznej możliwości formalnej, jego wartość zmienia się wraz ze zmianami zachodzącymi w systemie gatunkowym. Czym innym jest pisać pierwszoosobowy wiersz na początku XXI wieku, w systemie gatunków obejmującym reklamy telewizyjne, dziennikarstwo tabloidowe i romansowe czytadła, niż pisać go na początku XIX wieku, kiedy taka poezja nie była przedmiotem nauczania uniwersyteckiego, ale stanowiła stały element w „The Gentleman’s Magazine”. Z tego samego powodu tożsamość gatunkowa poszczególnych dzieł zmienia się w czasie. Opowiadający o inwazji obcych na Ziemię romans naukowy Wellsa w 1898 roku znaczył co innego niż wtedy, gdy Gernsback przedrukował go w 1927 roku, ponieważ to, co w 1898 roku było zaskakującą innowacją w obrębie gatunku traktującego o wojnach przyszłości, w 1927 roku mogło już zostać odczytane jako ugruntowanie fantastycznonaukowej konwencji.

Mamy więc do czynienia z wizją gatunku opartego na sieci podobieństw, które powstają dzięki powtórzeniom występującym w dużej liczbie tekstów. Z wizji tej wynika założenie, że wyłanianie się fantastyki naukowej polega na serii kroków, które poruszają systemem gatunków panującym w polu produkcji literackiej i stopniowo coraz mocniej go rekonfigurują. Perspektywa ta wyklucza możliwość „cudownych narodzin” science fiction w arcydziełach takich jak Frankenstein (1818) czy Wehikuł czasu32. Jedno arcydzieło mogłoby uchwycić esencję, gdyby fantastyka naukowa taką posiadała, i z pewnością może uosabiać motywy i strategie, jednak rodzina podobieństw może powstać tylko z intertekstualnych powtórzeń. W rzeczywistości samo pojęcie aktu założycielskiego lub źródła gatunku jest wewnętrznie sprzeczne, ponieważ takie dzieło nie jest przecież tylko przykładem gatunku, który ustanawia, lecz raczej szczególnie wyraźnym naruszeniem jakiegoś uprzednio istniejącego zestawu oczekiwań gatunkowych.

Doskonałym przykładem jest Frankenstein Mary Shelley. Po pierwszym wydaniu w 1818 roku książkę uznawano albo za przykład romansu gotyckiego, albo za powieść polityczną w duchu Caleb Williams (1794) autorstwa jej ojca Williama Godwina. Walter Scott napisał ważną, wnikliwą recenzję na temat nowatorskiego połączenia w dziele Shelley fantastycznej przesłanki z jej realistycznym rozwinięciem, jednak przez większość XIX wieku historia ta była lepiej znana z melodramatycznych adaptacji scenicznych niż w formie powieściowej. Dopiero gdy przestała podlegać restrykcyjnym prawom autorskim, które krępowały ją od 1831 do 1881 roku, i w latach 80. XIX wieku sprzedała się w czterokrotnie większej liczbie egzemplarzy niż przez poprzednie sześćdziesiąt lat, stała się ważnym zjawiskiem literackim w procesie wyłaniania się fantastyki naukowej – zwłaszcza jeśli chodzi o jej wpływ na Niewidzialnego człowieka (1897) oraz Wyspę doktora Moreau Wellsa. Oddziaływanie to ujawniło się w ramach systemu gatunkowego, który obejmował odrodzenie romansu lat 80. XIX wieku oraz radykalnie odmienny kontekst naukowy i polityczny, a co za tym idzie – całkowicie inny horyzont oczekiwań niż ten z czasów publikacji pierwszego wydania powieści w 1818 roku lub wydania poprawionego w 1831. Zatem ci, którzy uznali Frankensteina za pierwszy ważny utwór fantastyki naukowej w języku angielskim, powinni dodać zastrzeżenie, że nabrał on takiego znaczenia dopiero w obrębie zmieniającego się systemu gatunkowego lat 80. XIX wieku33.

Teza, że gatunku nie da się rozpoznać na podstawie pojedynczego tekstu, a jedynie na bazie powtarzalności chwytów lub cech gatunkowych w licznych przykładach, prowadzi do kolejnego ważnego wniosku: podobieństwa gatunkowe mają charakter zbiorowy, a zatem anonimowy. Na przykład postać „zaawansowanej” rasy obcych lub człowieka z przyszłości z ogromnym mózgiem i zanikłym ciałem – mimo że można ją wywieść z humorystycznego eseju Wellsa Of a Book Unwritten i Marsjan z Wojny światów – pojawia się w magazynowej fantastyce naukowej i na okładkach z lat 30. XX wieku tak często, że nie da się tego w pełni wytłumaczyć powszechnym wpływem eseju czy narracji Wellsa. Postać ta zaczyna raczej funkcjonować anonimowo, na podobieństwo legendy lub żartu, a jej powtarzalność należy wyjaśniać w kategoriach społecznych. Co jest w niej tak fascynującego, a jednocześnie tak odpychającego? Jaką zbiorową fantazję ucieleśnia – opartą na wspólnym pragnieniu, traumie czy też na obu tych zjawiskach? Taką powtarzalność w magazynach z fantastyką naukową można częściowo przypisać wpływowi utowarowienia. Jednak wniosek, że chęć trafienia do konkretnej publiczności oddziałuje na wybory pisarzy i redaktorów, w gruncie rzeczy sprowadza interpretację takich dyżurnych postaci na powrót do pytania o wciąż powracające pragnienie, tym mocniej uwydatniając jego anonimowy i zbiorowy charakter.

Aby odczytać takie figury jednocześnie w sposób symptomatyczny i społeczny, najwłaściwiej jest uznać je za „mityczne” – nie po to, by dostrzegać jakąś trwałość Wieczności w kulturze popularnej, ale w tym znaczeniu, jakie nadawał mitom Claude Lévi-Strauss, rozumiejąc je jako wyobrażone rozwiązania realnych sprzeczności społecznych. Należy przy tym pamiętać, że te symboliczne akty można uznać za rozwiązania jedynie o tyle, o ile mityczne narracje splatają ze sobą zniekształcone reprezentacje społecznie nierozwiązywalnego problemu w taki sposób, by jego nierozwiązywalność stała się niewidoczna. Należy również pamiętać, że – jak dowodzi sam Lévi-Strauss, omawiając metodologię interpretacji mitów w eseju o Edypie – ten rodzaj rozwiązywania sprzeczności społecznej uwidacznia się tylko w analizie porównawczej wielu wersji34. Główną zaletą tezy Lévi-Straussa jest w istocie to, że nadaje ona spójność i pozwala zbiorczo zrozumieć często zagadkowe elementy i szczegóły konkretnych narracji. Aby zastosować jego metodologię do procesu wyłaniania się fantastyki naukowej, należy zatem śledzić ścieżki różnych powszechnych chwytów, identyfikować najczęściej powtarzane wzorce i interpretować je jako pozorne rozwiązania realnych sprzeczności społecznych. U podłoża pragnienia i traumy motywujących powtórzenia gatunkowe leżą różne sprzeczności tego rodzaju. Zmienne horyzonty społeczne, w ramach których wyłania się fantastyka naukowa, są zdecydowanie zbyt złożone, by dało się wskazać jeden „kluczowy” element, czy to zmianę technologiczną, napięcia klasowe, czy też względny autorytet nauki i religii. Pisanie historii narodzin tego gatunku musi polegać na splataniu ze sobą odrębnych narracji społecznych, ekonomicznych i literackich. W książce tej wykazuję, że wiele powtarzalnych motywów, które złożyły się na gatunek fantastyki naukowej, stanowi ideologiczne sposoby pojmowania społecznych konsekwencji kolonializmu. Obejmuje to fantastyczne zawłaszczenie i racjonalizację nierówno dystrybuowanego bogactwa w metropolii i w koloniach, rasistowskie ideologie umożliwiające wyzysk kolonialny oraz poznawczy wpływ radykalnych różnic kulturowych na kulturę macierzystą. Rozciągają się one od triumfalnych fantazji o zawłaszczaniu ziemi, władzy, seksu i skarbów w opowieściach eksploracyjnych i przygodowych, po koszmarne odwrócenie ról kolonizatora i kolonizowanego w opowieściach o inwazji i apokalipsie. Kiedy w czwartym rozdziale wrócimy do postaci człowieka przyszłości o wielkim mózgu i małym ciele, uczynimy to w kontekście tej wszechobecnej ambiwalencji, którą wcześniej nazwałem polaryzacją fantastyki naukowej wywołaną jej bliskością wobec ideologii kolonialnej.

Nie mówimy tu jednak o mitach, snach czy symptomach neurotycznych, lecz o świadomie stworzonych dziełach sztuki. Anonimowy związek między oczekiwaniami gatunkowymi a sprzecznościami społecznymi komplikuje się przy analizie pojedynczych tekstów, gdyż poszczególne ucieleśnienia tych oczekiwań nie są jedynie powtórzeniami ideologii gatunkowej, lecz także antytetyczną formą jej wyrazu. Podobnie jak każda jednostka o przeciętnych cechach pozostaje – jako jednostka – antytetyczna wobec przeciętności jako takiej, tak relacja między tym, co gatunkowe, a tym, co jednostkowe w tekście literackim nigdy nie jest prosta. Przeciwnie, stając się partykularnym ucieleśnieniem motywu gatunkowego, tekst znosi gatunkową jakość przedstawienia. Jak od dawna dostrzegają folkloryści, do podobnej sytuacji dochodzi, gdy poszczególni opowiadacze realizują swój stosunek do gatunku i powtarzają anonimowy materiał w wyraźnie autorski, idiosynkratyczny sposób. Wykorzystanie konwencjonalnego materiału zawsze wiąże się z zajęciem wobec niego stanowiska, toteż interpretacja musi oscylować między ideologią zbiorową a jej mniej lub bardziej złożonym powtórzeniem i oporem (wobec niej) realizowanym w pojedynczym tekście. Ten punkt i jego implikacje wymagają dokładnego zilustrowania.

Mapa w motywie zaginionej rasy

Za przykład posłuży mi popularny w epoce późnowiktoriańskiej i na początku XX wieku motyw zaginionej rasy – opowieści, w których podróżnik lub grupa podróżników napotyka wcześniej odizolowaną rasę bądź cywilizację w niemal niedostępnym, egzotycznym miejscu. W okresie od około 1870 roku do I wojny światowej motyw ten rozwijał się w dwóch głównych nurtach. Do pierwszego, obficie czerpiącego z tradycji utopijnych i satyrycznych, należały utwory od Erewhon (1872) Samuela Butlera do Herland (1915) Charlotte Perkins Gilman. Drugi nurt, cieszący się większym sukcesem komercyjnym i dominujący liczebnie, obejmował dzieła od Kopalni króla Salomona (1885) H. Ridera Haggarda – które były próbą prześcignięcia prozy przygodowej Roberta Louisa Stevensona – po Zaginiony świat (1912) Arthura Conana Doyle’a, stanowiący z kolei próbę „przehaggardowania” Haggarda35. Być może żaden inny podgatunek uznawany za istotny w genealogii fantastyki naukowej nie jest bardziej przewidywalny niż komercyjnie zorientowany, przygodowy nurt rozwijający motyw zaginionej rasy. Zawiera on mnóstwo powszechnie powtarzanych elementów, takich jak mapa lub dokument stanowiący punkt wyjścia dla ekspedycji, niebezpieczna podróż do niemal niedostępnego celu oraz ograniczony zestaw lokacji dla samej zaginionej krainy (podziemny świat, polarny raj, odizolowana wyspa, płaskowyż lub dolina). Tam odnajdujemy piękną księżniczkę, skorumpowanych kapłanów, imponujący posąg pogańskiego bożka oraz skarb lub bajecznie bogatą kopalnię. Fabuła często obejmuje również powrót ważnego tubylca w towarzystwie odkrywców, wzniecenie i rozstrzygnięcie wojny domowej oraz, oczywiście, romantyczne związki między odkrywcami a księżniczkami. Współczesna recepcja krytyczna gatunku (choć niewiele się o nim pisze, pomijając prace poświęcone Haggardowi) jest niemal całkowicie zgodna co do tego, że jego korzenie tkwią w anonimowej, zbiorowej, kolonialnej i imperialistycznej ideologii, której gatunek ten jest wyrazem36.

Mój przykład skupi się na funkcjonowaniu powszechnego motywu mapy lub dokumentu w fabułach o zaginionej rasie. Jego zbiorowy, ideologiczny charakter wynika ze związku tego typu narracji z historią odkryć kolonialnych. Trop ten pojawił się w momencie, gdy dobiegała końca jedna z wielkich epok w historii kartografii. W początkach XIX wieku brytyjska Admiralicja nadzorowała kompleksowy projekt mapowania wybrzeży świata. Jego wpływ nie ograniczał się do zwiększenia bezpieczeństwa nawigacji czy otwarcia nowych brzegów dla brytyjskiego handlu, bowiem to właśnie w ramach takiej ekspedycji kartograficznej Darwin odbył na pokładzie statku Beagle podróż na Galapagos. W dalszej części stulecia zaczęto także mapować tereny w głębi lądu poza Europą, czemu przewodziło Królewskie Towarzystwo Geograficzne z sir Robertem Murchisonem na czele. Wcześniej zidentyfikował on systemy stratygraficzne dewonu, syluru i permu na terenie Brytanii i poszukiwał potwierdzenia swoich odkryć geologicznych gdzie indziej37. Motyw odnajdywania w zaginionych krainach żywych dinozaurów38 i dawno utraconych fragmentów europejskiej cywilizacji stanowi sensacyjne wyolbrzymienie faktycznego projektu odczytywania flory, fauny i gleby obcych lądów jako tekstów tworzących rozwijającą się narrację naukową o historii świata. Proza Haggarda, w której ciemnoskórzy tubylcy żyją pośród ruin cywilizacji króla Salomona, nieświadomi znaczenia tego, co ich otacza, jest echem europejskiego postrzegania rdzennej ludności, która – choć żyła w naturalnym świecie – zdawała się go ledwo rozumieć lub nie potrafiła z niego korzystać. Mapa – skłaniająca poszukiwaczy przygód do ekspedycji i często wskazująca drogę do ukrytego skarbu – pokazuje więc, w jaki sposób wywiedziona z Europy wiedza daje im zarówno możliwości, jak i prawo do wysuwania roszczeń do tych dóbr.

Bliższe spojrzenie na mapę skarbów w Kopalniach króla Salomona ukazuje jednak bardziej złożoną sytuację. Mapa, napisana krwią na skrawku odzienia przez umierającego portugalskiego odkrywcę, zawiera instrukcje dla europejskich czytelników, by zebrali armię, najechali odizolowany afrykański kraj i zagarnęli w ten sposób niewyobrażalne bogactwa. Warto przypomnieć, że mapa, która bez wątpienia zainspirowała Haggarda do użycia tego chwytu – ta, którą znaleziono w Wyspie skarbów Stevensona – zostaje odkryta pośród rzeczowych zapisków zawodowego pirata. Haggard, który hiperbolizuje wszystko, co dotyczy zarówno mapy, jak i skarbu, podnosi piractwo do rangi polityki państwowej. Malownicza nazwa gór, które tworzą niemal nieprzebytą barierę dla odkrywców – Piersi Saby – jest również wynalazkiem portugalskiego kartografa. Ta seksualizacja afrykańskiej krainy (cecha dość typowa dla ideologii kolonialnej i nastoletnich fantazji) sprawia, że wejście odkrywców do kopalń króla Salomona i próba wyniesienia z nich skarbu zaczynają niepokojąco kojarzyć się z chełpliwym podbojem seksualnym w najlepszym wypadku, a w najgorszym – z gwałtem39. Mapa zatem nie tylko przedstawia odizolowaną afrykańską krainę jako rodzaj spuścizny, którą portugalski odkrywca rzekomo przekazał białym podróżnikom. Jednocześnie w istotny sposób podważa ona samo to roszczenie oraz ideologię, która się za nim kryje. Związek między motywem gatunkowym a konkretnym tekstem ma tu charakter dialektyczny. Jest to relacja między wyobrażonym sposobem rozwiązania społecznej sprzeczności interesów (w tym wypadku między roszczeniem poszukiwaczy przygód do skarbu a prawami miejscowej ludności) a konfliktami społecznymi, których to wyobrażone rozwiązanie wcale nie usuwa.

Można argumentować, że w przykładzie mapy mamy do czynienia nie tyle z antytetyczną relacją między tym, co gatunkowe, a tym, co jednostkowe, ile z subtelnym podważaniem przewidywalnych formuł przygodowych przez kunszt literacki Haggarda. Celowe naruszanie konwencji opowieści przygodowej stało się typową cechą satyrycznych wersji motywu zaginionej rasy, zwłaszcza po niezwykłym rozpowszechnieniu się i komercyjnym sukcesie narracji przygodowych w latach 90. XIX wieku. Być może najlepszym przykładem jest genialne opowiadanie Wellsa Kraina ślepców (1904)40. Tam jednak, podobnie jak w Herland Charlotte Perkins Gilman41, obok wszelkich komplikacji czy ironicznych zwrotów akcji, jakim poddano elementy formuły, można dostrzec celowe unikanie kluczowych komponentów gatunku przygodowego: odkrywcy nie są heroiczni, społeczeństwo, do którego wkraczają, jest stabilne, a nie rozdarte wewnętrznym konfliktem, który ich przybycie pomaga rozwiązać, i tak dalej. W istocie zarówno Wells, jak i Gilman czynią ze swoich odkrywców naiwnych czytelników. Sedno obu tych satyr polega na tym, że obcy w obcych krainach oczekują, iż wszystko potoczy się tak, jak w typowej fantazji o zaginionej rasie. Niczego takiego nie znajdziemy ani w Kopalniach króla Salomona, ani w Ona, ani w Allanie Quatermainie, ani też – by przejść do przykładu bardziej współczesnego Wellsowi i Gilman – w Zaginionym świecie Conana Doyle’a. Sugerowałbym jednak, że gdy Haggard i Conan Doyle tak entuzjastycznie sięgają po to, co przewidywalne, uwidaczniają się zarazem pęknięcia samych formułowych rozwiązań. Oddają one emocjonalną ambiwalencję i historyczną złożoność sytuacji kolonialnych równie sugestywnie jak dzieła satyryczno-utopijne o bardziej otwarcie krytycznym charakterze. Jest to osiągnięcie innego rodzaju i nad tą różnicą warto się zastanowić.

W postawach świata akademickiego wobec Haggarda i Wellsa, mierzonych ilością i rodzajem poświęcanej im uwagi badawczej, przejawia się pewna dynamika społeczna. Wiąże się ona z przywilejem i wyróżnieniem, jakie przypisuje się „literaturze” – rozumianej jako kategoria wytwarzana przez praktykę klasową opartą na guście i rozeznaniu42. Z badania Pierre’a Bourdieu dotyczącego upodobań i awersji muzycznych, przedstawionego w książce Dystynkcja. Społeczna krytyka władzy sądzenia43, wynika, iż ważną cechą odbioru i dystrybucji różnych rodzajów muzyki jest sposób, w jaki sygnalizują one, że ich rozumienie i docenienie świadczy o przynależności do kręgu wtajemniczonych, do grona tych, których badacz nazywa „arystokracją kultury”44. Podobnie teksty bardziej „literackie”, takie jak Kraina ślepców czy Herland, wymagają od czytelników i czytelniczek pewnego wtajemniczenia. Muszą rozumieć, że autorzy nawiązują do popularnej konwencji, a jednocześnie potrafią wykroczyć poza nią, czerpiąc przyjemność zarówno z samego jej przywołania, jak i z wyrafinowanego odrzucenia. Bardziej komercyjne narracje, nastawione na spełnianie, a nie podważanie oczekiwań gatunkowych, pozostają wprawdzie z tego powodu w ściślejszym – a raczej bardziej jawnym – związku z popularnymi ideologiami, które powielają i eksploatują. Nie przeszkadza im to jednak w jednoczesnym obnażaniu, wyśmiewaniu i krytykowaniu tychże ideologii. Jako krytycy literaccy nie powinniśmy wszakże ulegać dynamice prestiżu i zakładać, że narracje komercyjne, które nastawione są na zaspokajanie gustów masowej publiczności, są już tylko z tego powodu pisane lub siłą rzeczy odczytywane naiwnie.

Różnica między satyryczno-utopijnymi a komercyjnymi nurtami opowieści z motywem zaginionej rasy wykazuje dalece nieprzypadkowe podobieństwo do różnicy między komercyjnie umotywowaną wykładnią tradycji science fiction autorstwa Hugo Gernsbacka a krytyczną i akademicką genealogią proponowaną przez Darka Suvina. Dla wyłaniającego się gatunku fantastyki naukowej, zwłaszcza publikowanej na łamach tanich magazynów, oczekiwania gatunkowe były przede wszystkim wyznacznikami zyskowności i złożoną czytelnikowi obietnicą, że otrzyma pewien rodzaj satysfakcji. Genealogia Suvina, z jej naciskiem na rozdzielenie tekstów „literackich” i „podliterackich”, jest jednak dopuszczalna, ponieważ fantastyka naukowa, jak każdy gatunek narracyjny, jest zjawiskiem zróżnicowanym. Sieć podobieństw jest tu rozproszona po całym polu produkcji kulturowej, którego strukturę kształtuje napięcie między zyskiem komercyjnym a prestiżem o podłożu klasowym. W funkcjonowaniu konwencji gatunkowych stawką zawsze jest zatem więcej niż jeden rodzaj zysku, a strategie jego osiągania są odpowiednio zróżnicowane. Opisu i analizy wyłaniania się konwencji science fiction oraz dostrojonej do nich publiczności czytelniczej nie można ograniczać do niszy rynkowej zidentyfikowanej przez przedsiębiorczych wydawców taniej literatury. Taka publiczność zawsze będzie bowiem istnieć w cieniu innej grupy – i częściowo się z nią pokrywać – grupy, która chętniej czyta wbrew oczekiwaniom gatunkowym niż zgodnie z nimi. Podobnie napięcia o szerokim zasięgu, strukturyzujące całe pole produkcji kulturowej, rezonują także w obrębie pojedynczych tekstów. Ich oddziaływanie potrafi niekiedy zarówno pokrywać się z ideologiczną polaryzacją i ambiwalencją, jak i je intensyfikować.

Kolonializm, klasa i publiczność czytelnicza

Do tej pory używałem terminów „kolonializm” i „imperializm”, nie poświęcając czasu na ich definicję czy omówienie ani nie sygnalizując, że dla niektórych historyków oznaczają one zgoła odmienne sytuacje: kolonizację i osadnictwo w przeciwieństwie do rządów sprawowanych przez pełnomocników lub zdalną administrację biurokratyczną (Brytyjczycy w Australii a Brytyjczycy w Indiach). W tytule tej książki termin „kolonializm” użyty jest w szerokim sensie, który obejmuje obie te sytuacje, ale się do nich nie ogranicza. Odnosi się on do całego procesu, w ramach którego europejska gospodarka i kultura przenikały do świata pozaeuropejskiego i przekształcały go w ciągu ostatnich pięciu wieków. Proces ten obejmuje eksplorację, wydobycie zasobów, wywłaszczanie ziemi i osadnictwo, administrację i rywalizację imperialną oraz postkolonialne renegocjacje podziału władzy i bogactwa między byłymi kolonizatorami a skolonizowanymi. W tym ujęciu kolonializm jest zjawiskiem tak wszechobecnym i złożonym jak sam kapitalizm. W istocie podzielam stanowisko Immanuela Wallersteina, że „przywłaszczanie nadwyżki całej gospodarki światowej przez obszary centralne” nie jest jedynie ekspansją europejskiego kapitalizmu na resztę świata, lecz raczej integralną cechą kapitalizmu na przestrzeni całego jego rozwoju45. Chociaż nie należy redukować złożonej historii politycznej i kulturowej kolonializmu do zwykłych wtórnych skutków pierwotnego procesu gospodarczego, to jednak można stwierdzić, że jednym z najpełniejszych i najbardziej pojemnych sposobów myślenia o kolonializmie jest rozpatrywanie go przez pryzmat jego roli w budowaniu ogólnoświatowej, zunifikowanej gospodarki kapitalistycznej. Proces ten na dobre rozpoczyna się w XVI wieku, a kulminację i kryzys osiąga w okresie, który nas tu najbardziej interesuje, czyli od połowy XIX wieku aż po wojny światowe46.

Dla związku między kolonializmem a wyłonieniem się fantastyki naukowej szczególnie istotne są dwa aspekty budowania ogólnoświatowej gospodarki kapitalistycznej. Pierwszy to reorientacja lokalnych tożsamości, która towarzyszyła restrukturyzacji światowej gospodarki. W miarę jak lokalne gospodarki, niszczone przez nowy przemysł wydobywczy (ropa, kauczuk, cyna, miedź, metale szlachetne) oraz regionalną specjalizację rolnictwa (bawełna, cukier, ananasy), stawały się „niedorozwinięte” i zależne, oparte na tych tradycyjnych gospodarkach kultury często popadały w stan odrętwienia i chaosu. Relację między cywilizacją a dzikością oraz między nowoczesnością a jej przeszłością, tak jak ją przedstawiała dominująca ideologia, można odczytywać – przynajmniej częściowo – jako błędną diagnozę niszczycielskich skutków kapitalistycznych stosunków społecznych dla tradycyjnych kultur skolonizowanych ludów i terytoriów. Zgodnie z tą interpretacją postrzeganie świata niezachodniego jako wcześniejszego etapu rozwoju społecznego Zachodu pełni funkcję apologetyczną. Służy naturalizowaniu relacji między uprzemysłowionym centrum gospodarczym a kolonialnymi peryferiami oraz przedstawianiu jej skutków jako rezultatu nieubłaganego, nieuniknionego procesu historycznego. Jednak naukowe badanie innych kultur – to, co Derrida nazywa decentracją Europy jako kultury odniesienia – jest ściśle powiązane z tym samym procesem gospodarczym. Będę zatem dowodzić, że z jednej strony ideologiczne błędne rozpoznanie skutków nierówności ekonomicznych i politycznych kształtuje idee postępu i nowoczesności krążące we wczesnej fantastyce naukowej; z drugiej zaś – że wczesne sci-fi często działa przeciwko takiemu etnocentryzmowi.

Drugim istotnym skutkiem budowy globalnej gospodarki jest międzynarodowy podział pracy. Jest taki słynny cytat z Lenina, w którym przytacza on opinię Cecila B. Rhodesa: „Jeżeli chcecie uniknąć wojny domowej, musicie stać się imperialistami”47. Według Lenina chodzi o to, że imperializm wytwarza taki podział międzynarodowej nadwyżki, który łagodzi antagonizmy klasowe w imperialistycznych państwach narodowych. Eksploatacja reszty świata przez kraj imperialistyczny tworzy wewnątrz narodu uprzywilejowaną kategorię robotników, których interesy zbiegają się z interesami krajowej burżuazji, a nie zagranicznego proletariatu48. Dla historyka science fiction chodzi tu jednak nie tyle o udział w realnym bogactwie, ile o czerpanie przez czytelników pożyczonej przyjemności ze zdobyczy kolonialnych, o czym świadczyła w wiktoriańskiej Anglii popularność relacji z podróży i opowieści przygodowych. Ten udział w wyimaginowanym bogactwie będzie głównym obszarem analizy literatury o zaginionej rasie, przedstawionej w rozdziale drugim. Jednocześnie sprzeczność między kształtowaniem się klas w kraju a międzynarodowymi nierównościami może niekiedy komplikować mechanizmy identyfikacji, na których wydaje się opierać owa zastępcza przyjemność. Na przykład Wehikuł czasu Wellsa odczytuje się zazwyczaj tak, że Elojowie i Morlokowie ucieleśniają długofalową logikę relacji między burżuazją a proletariatem przemysłowym. Eric Hobsbawm traktuje je natomiast jako mniej lub bardziej oczywistą reprezentację „pasożytnictwa w samym (…) centrum” imperializmu oraz lęków przed „ostatecznym zwycięstwem czających się na peryferiach barbarzyńców”49. Jedno odczytanie nie wyklucza drugiego. Niejednoznaczna pozycja klasowa imperialnej publiczności sprawia, że w kontekście gospodarki krajowej przypomina ona Morloków, a w kontekście globalnym – Elojów. Do tego problemu powrócimy szerzej w części poświęconej Wehikułowi czasu w rozdziale trzecim.

Oczywiście trudno dostarczyć dowodów na to, jakie grupy imperialnej publiczności kupowały i czytały wczesną fantastykę naukową w na tyle dużej liczbie, by pobudzić rozwój gatunku udokumentowany w bibliografiach Bleilera, Claresona i Suvina. Dostępne świadectwa, a w szczególności biografie wiktoriańskich autorów fantastycznych zebrane przez Suvina w Victorian Science Fiction in the UK50, wskazują jednak na czytelników wywodzących się głównie z klasy średniej i przejawiających wyraźną skłonność ku zawodom technicznym. Na podstawie tych wstępnych dowodów możemy wyciągnąć trzy równie wstępne wnioski.

Po pierwsze, można stwierdzić, że taki krąg czytelniczy mógł ukształtować się dopiero w drugiej fazie rewolucji przemysłowej, kiedy to gospodarczo dominującymi gałęziami przemysłu stały się stal i węgiel, a nie włókiennictwo. Gospodarka przemysłowa wymaga segmentu siły roboczej posiadającego pewne przygotowanie techniczne. Członkowie tego technokratyczno-menedżerskiego środowiska klasy średniej lub – co być może bardziej prawdopodobne – młodsi czytelnicy, których zainteresowania i edukacja kierowały ku temu środowisku, wydają się stanowić ważną, a może nawet dominującą grupę wśród czytelników wczesnej fantastyki naukowej. Uzasadniałoby to fascynację science fiction innowacjami technologicznymi.

Po drugie, to również w drugiej fazie rewolucji przemysłowej eksploatacja siły roboczej – wraz z uchwaleniem w Anglii Ustawy o dziesięciogodzinnym dniu pracy w 1847 roku – zaczęła przybierać charakter intensywny, a nie ekstensywny. Polegała ona na zwiększaniu produktywności, głównie przez automatyzację, a nie na wydłużaniu dnia pracy. Jeśli pierwsi czytelnicy fantastyki naukowej skupiali się w sektorze zaawansowanym technicznie, to stanowili również tę część populacji, która najsilniej reprezentowała tę orientację na zwiększoną produktywność. Ma to znaczenie z dwóch powodów. Po pierwsze, dążenie do produktywności i wydajności z pewnością idzie w parze zarówno z popularnością opowieści o cudownych wynalazkach i odkryciach naukowych, o czym właśnie wspomnieliśmy, jak i z ideologiami postępu, którym przyjrzymy się bliżej w następnej części tego rozdziału. Po drugie, nowoczesna kultura masowa w ogóle jest zależna od wykształcania się pewnego typu czasu wolnego powiązanego z reżimem zwiększonej produktywności. Wyraźne zainteresowanie gospodarki kapitalistycznej zapełnianiem tego czasu konsumpcją towarów wytwarzanych w coraz większej liczbie przez coraz bardziej wydajnych robotników jest tym, co skłoniło Maxa Horkheimera i Theodora Adorno, najbardziej zjadliwych teoretyków kultury masowej XX wieku, do nazwania całego tego zjawiska „przemysłem kulturalnym”51. Wczesny krąg czytelniczy fantastyki naukowej – należący do klasy średniej, wykształconej i dysponującej czasem wolnym – wydaje się grupą dobrze nadającą się do aktywnego konsumpcjonizmu leżącego u podstaw nowoczesnej kultury masowej.

Wreszcie, dominująca pozycja stali i węgla w drugiej fazie rewolucji przemysłowej wiąże się nierozerwalnie z budową ogólnoświatowego systemu kolei oraz gwałtownie rosnącym eksportem ciężkich maszyn z krajów uprzemysłowionego centrum. To właśnie charakteryzowało przedłużony boom gospodarczy od lat 50. do wczesnych lat 70. XIX wieku, który ostatecznie doprowadził do tego, że kapitalizm stał się jedyną gospodarką jednoczącą świat. Po tym okresie nastąpiło jednak długotrwałe spowolnienie gospodarcze, trwające od lat 70. XIX wieku do końca stulecia, co sprowokowało gorączkową rywalizację imperialną, uwieńczoną pierwszą i drugą wojną światową. Chociaż ówczesne udoskonalenia w komunikacji i transporcie coraz ściślej integrowały gospodarkę globu, jednocześnie coraz wyraźniej wyznaczały granice oddzielające świat rozwinięty od nierozwiniętego. Najbardziej spektakularnym przejawem pogłębiania się tej różnicy była technologia wojskowa. Jeśli fantastyka naukowa wyłoniła się na tle industrializacji gospodarek centrum, to odpowiadającym jej kontekstem międzynarodowym była rywalizacja imperialna, która dała początek pierwszemu nowoczesnemu wyścigowi zbrojeń.

Ideologia postępu

Wyścig zbrojeń to jeden z wielu obszarów, w których idee „postępu” łączą rozmaite wątki dyskursu kolonialnego – zarówno ze sobą nawzajem, jak i z fantastyką naukową. Thomas Clareson, spośród wszystkich czołowych badaczy bodaj najmniej wybredny w kwestii definicji gatunkowych, upiera się jednak, że wiara w postęp jest absolutnym warunkiem koniecznym dla ukształtowania się science fiction52. Fredric Jameson proponuje bardziej złożoną i ambitną teorię, łączącą postęp i sci-fi poprzez powieść historyczną. Dla Jamesona postęp jest tym, co nazywa on „ideologemem” – „formacją amfibiczną, której zasadniczą cechę strukturalną można opisać jako zdolność do manifestowania się bądź jako pseudoidea – system pojęciowy lub system przekonań, abstrakcyjna wartość, opinia lub przesąd – bądź jako protonarracja, rodzaj ostatecznej fantazji klasowej o «zbiorowych postaciach», jakimi są przeciwstawne sobie klasy”53. Postęp, twierdzi Jameson, jest formą pamięci społecznej, której wymaga kapitalizm; jest to świadomość jakościowej zmiany społecznej, która łączy przeszłość z teraźniejszością w ramach narracyjnej logiki wzrostu lub rozwoju. Co więcej, postęp jest ideologemem fundamentalnym dla powieści historycznej – gatunku będącego „symptomem mutacji w naszej relacji do samego czasu historycznego”54. Jameson idzie tu za słynnym argumentem Györgya Lukácsa z Powieści historycznej55, że od połowy XIX wieku forma ta zaczyna popadać w naturalizm, a jej krytycznie doniosłe powiązanie przeszłości z teraźniejszością ma tendencję do wyradzania się w zwykły antykwaryzm lub egzotyzm. Science fiction wyłania się wówczas według Jamesona jako kontrstrategia, która rewitalizuje pojęcie postępu poprzez „przekształcenie naszej własnej teraźniejszości w przeszłość determinującą coś, co ma dopiero nadejść”56. Prostym przykładem jest Looking Backward (1888) Edwarda Bellamy’ego57 z wizją utopijnej przyszłości osiągniętej dzięki scentralizowanej produkcji przemysłowej i racjonalnie zarządzanej dystrybucji jej owoców. Aby wyjaśnić ogromną popularność i wpływ tej powieści, z pewnością należy odwołać się do zaangażowania Bellamy’ego w pewną wersję postępu technologicznego i administracyjnego. Jak zobaczymy w rozdziale trzecim, w latach 90. XIX wieku przywoływanie przyszłości wielokrotnie służyło krytycznemu spojrzeniu na teraźniejszość. Za sprawą ideologii postępu relacja teraźniejszości i przyszłości nieuchronnie nabierała w tym procesie tonu dyskursu kolonialnego58.

Pseudoidea lub protonarracja postępu przenika ideologie kolonializmu, które kodują nieeuropejski świat w całej jego różnorodności nie tylko jako Innego, lecz także jako rozmaite ucieleśnienia przeszłości: dzikiej, brutalnej, plemiennej, barbarzyńskiej, despotycznej, zabobonnej i tak dalej. Od chwili ukazania się O powstawaniu gatunków Darwina w 1859 roku wcześniejsze ideologie postępu nałożyły się na teorię doboru naturalnego, tworząc „społeczno-darwinistyczne” uzasadnienia dla rasizmu i bezwzględnej ekspansji terytorialnej. Protonarracja postępu obecna jest w równym stopniu w ideologii „brzemienia białego człowieka” – przekonaniu, że niebiali są jak niewinne dzieci potrzebujące opieki białych mężczyzn – jak i w założeniach leżących u podstaw wiktoriańskiej antropologii. Wspólne dla nich wszystkich – od najbardziej uprawnionych przedsięwzięć naukowych po najpodlejsze jawne uprzedzenia – jest założenie, że społeczeństwa kolonizowane tak mają się do społeczeństw kolonizujących, jak nierozwinięta, prymitywna przeszłość do rozwiniętej, nowoczesnej teraźniejszości.

Sposób, w jaki w ramach tego gatunku funkcjonują „zbiorowe postacie” ideologii postępu, jest jedną z najważniejszych cech pogranicza kolonializmu i fantastyki naukowej. Na tym właśnie często polega trwałość struktury kolonialnego spojrzenia w ramach science fiction. W dużej części dalszych rozważań będę dowodzić, że sci-fi wiąże się z ideologicznymi podstawami praktyki kolonialnej właśnie przez to, że mierzy się z rozmaitymi aspektami ideologii postępu. Przez ideologiczne podstawy praktyk kolonialnych rozumiem zestaw przekonań tego typu, jakie Slavoj Žižek nazywa fantazjami ideologicznymi – czyli przekonania, których świadomie się wypieramy, uznając je za nieprawdziwe, a mimo to kierujemy się nimi w praktyce.

Dość powszednim przykładem fantazji ideologicznej jest nasz stosunek do pieniędzy. Chociaż doskonale wiemy, że banknot dolarowy nie jest niezniszczalną abstrakcyjną wartością, lecz jedynie nietrwałym kawałkiem papieru, zachowujemy się tak, jakby był samym ucieleśnieniem wartości59. Może to wyglądać na zwykłą umowę, jednak element „zgodnej halucynacji” (by zacytować Williama Gibsona) uwidacznia się znacznie mocniej w bardziej wymownym i trafnym przykładzie rasizmu. Doskonale wiemy, że Inny (rasowo) jest istotą ludzką tak samo jak my, ale opieramy swoje postępowanie na założeniu, że jest on groteskową parodią człowieczeństwa. W okresie narodzin science fiction ten rodzaj rasizmu przeniknął do dyskursu naukowego w postaci sporów o monogenetyczne i poligenetyczne teorie pochodzenia rasy ludzkiej, które dotyczyły pytania, czy biali i niebiali są w istocie odrębnymi gatunkami. To, że science fiction jest „przedstawieniem (mise en scène) fantazji, która oddziałuje w samym centrum rzeczywistości społecznej jako takiej”60, najlepiej ilustruje analiza ideologii rasistowskiej autorstwa Wellsa w Wyspie doktora Moreau.

Trzy inne potężne fantazje ideologiczne również ożywiają „zbiorowe postacie” postępu w obrębie science fiction. Pierwszą z nich można nazwać fantazją odkrywcy: doskonale wiemy, że na tej ziemi żyją ludzie, ale postępujemy tak, jakby przed naszym przybyciem była ona pusta. Mary Louise Pratt podkreśla obecność tej powracającej wizji w dziełach odkrywców, od Kolumba, Vespucciego i Raleigha po monumentalne wczesnodziewiętnastowieczne dzieła przyrodnicze Alexandra von Humboldta. Wszystkie one przedstawiają „Amerykę jako pierwotny świat natury, niczyją i ponadczasową przestrzeń zamieszkaną przez rośliny i stworzenia (niektóre z nich ludzkie), ale pozbawioną organizacji społecznej i gospodarczej; świat, którego historia miała się właśnie rozpocząć”61. Ta sama fantazja leży u podstaw argumentów na rzecz legalnego zawłaszczania rdzennej ziemi na użytek osadników. Idea, że tubylcy pozostawiają ziemię pustą, czyli nieproduktywną, stanowi myśl przewodnią prawnego uzasadnienia kolonialnych przejęć ziemi w pismach wielu myślicieli od Thomasa More’a po Johna Locke’a. Podobnie argumentował Hugo Grotius, twierdząc, że „jeśli rzeczy użytkowe pozostawały niewykorzystane, nie stanowiły własności, a zatem ludzie mogli zawłaszczać ziemię, której inni nie użytkowali”62.

Inną wszechobecną formacją ideologiczną jest fantazmat misjonarski. Mimo iż wiemy, że nasze przybycie zakłóca i niszczy tradycyjny tryb życia, wierzymy, że zaspokaja ono głębokie potrzeby i pragnienia wszystkich właściwie myślących tubylców. W tym przypadku wyparcie oczywistych konsekwencji inwazji kolonialnej jest tak silne, że często całkowicie tłumi jakąkolwiek ich świadomą percepcję. Narracja postępu zakłada, że stare musi ustąpić nowemu z taką nieuchronnością, z jaką przeszłość staje się teraźniejszością. Fantazmat misjonarski niczym dogmat zakłada, że pozytywny wymiar tej zmiany jest ostatecznie oczywisty nawet dla tych, którzy pozornie cierpią w jej wyniku. Co więcej, idąc ramię w ramię z ideologią rasistowską, fantazmat ten odnajduje potwierdzenie człowieczeństwa samych tubylców w fakcie uznania przez nich wyższości prawdy kolonizatorów nad ich rodzimym fałszem. Cały proces westernizacji i chrystianizacji elit kolonialnych świadczy o sile tego założenia. Następstwem takiego rozumienia asymilacji i nawrócenia jest konieczność alternatywnego postrzegania tubylczego oporu wobec kolonizacji: jako dziecinnej przewrotności, dowodu na podczłowieczeństwo lub pielęgnowanie własnego interesu. W każdym razie obrońcy rodzimej kultury postrzegani są jako prawdziwi wrogowie ludu. Według terminologii wypracowanej wcześniej w odniesieniu do spojrzenia kolonialnego tubylczy opór oznacza kurczowe trzymanie się anachronizmu przeszłości tubylców w obliczu uniwersalnej teraźniejszości kolonizatorów. Sposób, w jaki fantazmat misjonarski i fantazmat odkrywcy przejawiają się w schematach fikcji o zaginionej rasie, zostanie szczegółowo omówiony w rozdziale drugim.

Pozostaje wreszcie fantazmat antropologa. Mimo iż wiemy, że ci ludzie żyją tu i teraz, uważamy również, że istnieją w przeszłości – a właściwie że są naszą własną przeszłością. W kontekście tej znanej już formacji ideologicznej warto powtórzyć, że (zwłaszcza w science fiction) technologia stanowi główny sposób reprezentowania konfrontacji przeszłości z teraźniejszością lub projektowania jej na konfrontację teraźniejszości z przyszłością. Kluczowym elementem łączącym ideologię kolonialną z fascynacją fantastyki naukowej nowymi technologiami jest ograniczona dostępność tych technologii. Ekscytacja związana z przełomem technologicznym polega nie na tym, że przynosi on korzyść wszystkim, lecz na tym, że tworzy wyjątkową, drastyczną różnicę między tymi, którzy posiadają nowy wynalazek lub źródło mocy, a tymi, którzy są ich pozbawieni. Spekulacje na temat samej technologii mogą być przedmiotem dużego zainteresowania technicznie zorientowanych czytelników wczesnej fantastyki, lecz związek kolonializmu z opowieściami o technologii uwidacznia się w relacjach społecznych, które kształtują się wokół jej nierównej dystrybucji.

Rozważmy na przykład połączenie wspaniałych gadżetów i brawurowych podróży w powieściach Juliusza Verne’a. Trafność lub nietrafność jego przewidywań dotyczących innowacji technologicznych czy też fascynacja samym sprzętem są ostatecznie w jego narracjach mniej istotne niż sceneria i miejsce, a zwłaszcza sam dostęp do miejsca. Niezwykłe podróże Verne’a nie polegają jedynie na penetrowaniu nieoznaczonej przestrzeni. Podróż ta często zyskuje na atrakcyjności dlatego, że podważa granice polityczne i grozi pozbawieniem ich znaczenia. W Dwudziestu tysiącach mil podmorskiej żeglugi przeciwstawienie nieograniczonego i anarchicznego morza narodowej i politycznej organizacji lądu jest znacznie ważniejsze niż konstrukcja czy praktyczność łodzi podwodnej kapitana Nemo. Podobne mu postacie wprowadzają nie tylko nową formę lokomocji, lecz także nową nierównomierność rozwoju technologicznego, która potencjalnie destabilizuje ówczesny układ sił politycznych, gospodarczych i militarnych. Wskazują na to gorączkowe próby wielkich mocarstw, by zlokalizować „pana świata” – bohatera późniejszej powieści o tym samym tytule – i odkupić od niego jego sekret.

Pojawienie się spektakularnego wynalazku nieuchronnie przywołuje tym samym ów nadrzędny schemat nierównej dystrybucji gospodarczej i kulturowej, jakim jest kolonializm. Wraz z nim pojawia się widmo spotkań kultur o skrajnie różnych możliwościach technologicznych – spotkań, które w tamtym okresie prowadziły do najbardziej nierównomiernych konfliktów zbrojnych w dziejach ludzkości63. Obecnym w opowieściach o niezwykłych wynalazkach lękom związanym z konkurencją między kapitalistycznymi korporacjami a imperialistycznymi rządami towarzyszy obawa, że wskutek czyjegoś postępu zostanie się zepchniętym do roli bezradnych, niezdolnych do pełnego uczestnictwa w teraźniejszości. Czai się też groźba, że dalsze istnienie – na warunkach innych niż te podyktowane przez zdobywców – stanie się anachronizmem i anomalią. Inwazja kolonialna jest mrocznym kontrobrazem rewolucji technologicznej. W odniesieniu do technologii, podobnie jak w innych kontekstach, historia, ideologia i dyskursy kolonializmu splatają się z kluczową podwójną perspektywą, która przenika cały gatunek. Z jednej strony jest to cudowne odkrywanie tego, co nowe, i niezwykłe spotkanie z tym, co dziwne; z drugiej zaś – postapokaliptyczna wizja świata, którego losy potoczyły się katastrofalnie.

1 Np. Robert M. Philmus, Into the Unknown: The Evolution of Science Fiction from Frances Godwin to H.G. Wells, University of California Press, Berkeley 1970, s. 37–55; Brian Aldiss, David Wingrove, Trillion Year Spree: The History of Science Fiction, Gollancz, London 1986, s. 67–89; Brian Stableford, Scientific Romance in Britain, 1890–1950, St. Martin’s, New York 1985, s. 18–23.

2 Zob. Darko Suvin, Metamorphoses of Science Fiction: On the Poetics and History of a Literary Genre, Yale University Press, New Haven 1979, s. 103–106.

3 Ogólne wprowadzenie do kulturowej recepcji teorii ewolucji w wiktoriańskiej Anglii, zob. Martin Fichman, Evolutionary Theory and Victorian Culture, Humanity Books, New York 2002; na temat wpływu teorii ewolucji na antropologię wiktoriańską zob. George W. Stocking Jr., Victorian Anthropology, Free Press, New York 1987, s. 145–185; na temat darwinizmu społecznego zob. Mike Hawkins, Social Darwinism in European and American Thought, 1860–1945: Nature as Model and Nature as Threat, Cambridge University Press, Cambridge 1997.

4 Darko Suvin, Victorian Science Fiction in the UK: The Discourses of Knowledge and of Power, G. K. Hall, Boston 1983, s. 325–26; Thomas Clareson, The Emergence of Science Fiction: The Beginnings through 1915, w: Anatomy of Wonder 4: A Critical Guide to Science Fiction, red. N. Barron, R.R. Bowker, Providence 1995, s. 3–61; Thomas Clareson, Some Kind of Paradise: The Emergence of American Science Fiction, Greenwood, Westport 1985, s. 4; Edward James, Science Fiction by Gaslight: An Introduction to English-Language Science Fiction in the Nineteenth Century, w: Anticipations: Essays on Early Science Fiction and its Precursors, red. D. Seed, Syracuse University Press, Syracuse 1995, s. 26–45.; odmienną opinię prezentuje Samuel R. Delany, Silent Interviews: On Language, Race, Sex, Science Fiction, and Some Comics, Wesleyan University Press, Hanover 1994, s. 25–27.

5 Istvan Csicsery-Ronay, Science Fiction and Empire, „Science Fiction Studies” 2003, t. 30, s. 231.

6 Edward Said, Kultura i imperializm, przeł. M. Wyrwas-Wiśniewska, Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2009, s. 76.

7 Jacques Derrida, Struktura, znak i gra w dyskursie nauk humanistycznych, przeł. M. Adamczyk, „Pamiętnik Literacki” 1986, t. LXXVII, z. 2, s. 255. Podkreślenie Derridy.

8 Washington Irving, The Men in the Moon, w: Future Perfect: American Science Fiction of the Nineteenth Century, red. H.B. Franklin, wydanie poprawione i rozszerzone, Rutgers University Press, New Brunswick 1995, s. 252. Opublikowany po raz pierwszy jako A History of New York by Diedrich Knickerbocker, New York 1809.

9 Ibidem, s. 254.

10 George W. Stocking Jr., Victorian Anthropology, Free Press, New York 1987, s. 282–283.

11 Lewis H. Morgan, Społeczeństwo pierwotne, czyli badanie kolei ludzkiego postępu od dzikości przez barbarzyństwo do cywilizacyi, przeł. A.B., Nakładem redakcyi „Prawdy”, Warszawa 1887.

12 Zygmunt Freud, Totem i tabu, przeł. J. Prokopiuk, Vis-á-Vis–Etiuda, Kraków 2025.

13 Zob. analizę Anne McClintock poświęconą relacji między „czasem panoptycznym” a „przestrzenią anachroniczną” w imperialistycznej nauce i kulturze popularnej: Anne McClintock, Imperial Leather: Race, Gender, and Sexuality in the Colonial Contest, Routledge, New York 1995, s. 36–42.

14 Robert Stafford, Scientific Exploration and Empire, w: Oxford History of the British Empire, red. A. Porter, Oxford University Press, Oxford 1999, s. 313, 315.

15 Laura Mulvey, Przyjemność wzrokowa a kino narracyjne, przeł. J. Mach, w: Panorama współczesnej myśli filmowej, red. A. Helman, Universitas, Kraków 1991, s. 95–107. Mulvey konstruuje swoją analizę spojrzenia filmowego w kategoriach ideologii płci kulturowej i nierównego rozkładu sił między męskim spojrzeniem a kobiecym obiektem tego spojrzenia. Jednakże zastosowanie terminu Mulvey do przedstawień podmiotów kolonialnych i postkolonialnych nie jest tu proponowane po raz pierwszy. Zob. E. Ann Kaplan, Looking for the Other: Feminism, Film, and the Imperial Gaze, Routledge, New York 1999.

16 Lewis H. Morgan, Społeczeństwo pierwotne…, s. II.

17 Na temat fotografii Gartleya patrz: Lew Andrews, ‘Fine Island Views’: The Photography of Alonzo Gartley, „History of Photography” 2001, t. 25, s. 219–239. Na temat roli tego rodzaju fotografii w promocji turystyki patrz Cristina Bacchilega, Hawai‘i’s Storied Places: Anne Kapulani Landgraf’s Re-Vision of Landscape and Illustration, „History of Photography” 2001, t. 25, s. 240–245; Lynn Ann Davis, Photographically Illustrated Books about Hawai‘i, 1845–1945, „History of Photography” 2001, t. 25, s. 288–305.

18 Mary Louise Pratt, Imperial Eyes: Travel Writing and Transculturation, Routledge, New York 1992.

19 H.G. Wells, Wyspa wariatów, przeł. J. Zydlerowa, Saga Egmont, Warszawa 2022.

20 Ibidem, s. 155.

21 Idee zawarte w tych dwóch zdaniach zawdzięczam tezie Carla Freedmana przedstawionej w Critical Theory and Science Fiction, Wesleyan University Press, Middletown 2000.

22 Michael Ashley, The History of the Science Fiction Magazine, t. 2: 1936–1945, Henry Regnery Co., Chicago 1975, s. 96–136.

23 Przedruk w: John W. Campbell, The Best of John W. Campbell, red. L. Del Rey, Ballantine, New York 1976, s. 161–191.

24 Ibidem, s. 161.

25 Paul Kincaid, On the Origins of Genre, „Extrapolation” 2003, t. 44, s. 415.

26 Ibidem, s. 416–417. Należy jednak zachować ostrożność wobec sformułowania Kincaida. Sprowadzenie science fiction do tego, „czego oczekujemy, gdy sięgamy po science fiction”, nic nie znaczy, o ile „my” nie wiemy czegoś o tym, kim jesteśmy, oraz, co ważniejsze, o ile nie da się „nas” zidentyfikować jako tych, którzy rozpoznają pewien zestaw konwencji. Fakt, że tożsamość gatunkowa zawsze leży po stronie czytającej publiczności – co bynajmniej nie sprowadza konwencji gatunkowych do indywidualnego kaprysu – powinien przypominać o ich historycznym zakorzenieniu.

27 Przyjęte tu szerokie i luźne podejście do definiowania science fiction odpowiada praktyce Thomasa Claresona w Science Fiction in America, 1870s–1930s: An Annotated Bibliography of Primary Sources, Greenwood, Westport 1984; oraz Everetta Bleilera w Science-Fiction: The Early Years, przy współpracy R.J. Bleilera, Kent State University Press, Kent 1990. Dalsza dyskusja pokaże, czym moje stanowisko różni się od twierdzenia Bleilera, że science fiction jest „jedynie terminem komercyjnym” (Early Years, s. XI). O wiele więcej jednak różni mnie od podejścia Darka Suvina, który w części bibliograficznej Victorian Science Fiction in the UK skrupulatnie wyklucza materiały niespełniające jego ścisłej, formalnej definicji.

28 Hugo Gernsback, A New Kind of Magazine, „Amazing Stories” 1926, t. 1, nr 1 (kwiecień), s. 3.

29 Upór Samuela R. Delany’ego w twierdzeniu, że historia science fiction sięga nie dalej niż około 1910 roku, jest wymierzony w profesjonalne akademickie ujęcia gatunku, które próbowały nadać mu prestiż „literatury” – w znaczeniu, jakie implikuje stosowany przez Suvina termin „podliteracki” – poprzez łączenie science fiction z długą tradycją satyry, utopii i niezwykłych podróży. Delany natomiast podkreśla znaczenie, jakie dla zrozumienia rozwoju science fiction w połowie XX wieku miała subkultura pisarzy i fanów. Zob. Samuel R. Delany, Silent Interviews: On Language, Race, Sex, Science Fiction, and Some Comics, Wesleyan University Press, Hanover 1994, s. 152–157). Książka Justine Larbalestier The Battle of the Sexes in Science Fiction, Wesleyan University Press, Middletown 2002, jest doskonałym przykładem tego, co można osiągnąć w ramach kierunku badań postulowanego przez Delany’ego. Kwestię relacji między analizami socjologicznymi Bourdieu a problemem rozumienia mechanizmów tworzenia kanonu literackiego w ogóle omawia John Guillory w Cultural Capital: The Problem of Literary Canon Formation, University of Chicago Press, Chicago 1993.

30 Pierre Bourdieu, The Field of Cultural Production, or: The Economic World Reversed, „Poetics” 1983, nr 12, s. 312.

31 Hans-Robert Jauss, Toward an Aesthetic of Reception, przeł. T. Bahti, University of Minnesota Press, Minneapolis 1982, s. 17, 22–24.

32 „Cudowne narodziny” science fiction w jednym bądź drugim z tych dwóch tekstów to pomysł, który Fredric Jameson rzuca, pozornie od niechcenia, dwukrotnie w swoich Archaeologies of the Future: The Desire Called Utopia and Other Science Fictions, Verso, London 2005, s. 1, 57.

33 Za badacza, który najmocniej ugruntował pozycję Frankensteina Shelley jako tekstu stojącego u początków anglojęzycznej fantastyki naukowej, uważa się Briana Aldissa. Po raz pierwszy rozwinął on tę tezę w Billion Year Spree (1974; wznowionej w 1986 roku jako Trillion Year Spree: The History of Science Fiction, przy współpracy D. Wingrove, Gollancz, London 1986, s. 25–52). Inne wnikliwe omówienia znaczenia tego wczesnego tekstu dla historii science fiction to prace Paula Alkona Science Fiction before 1900: Imagination Discovers Technology, Twayne, New York 1994 (przedruk: Routledge, New York 2002), której pierwsze zdanie brzmi: „Science fiction zaczyna się od Frankensteina Mary Shelley”, oraz Carla Freedmana Critical Theory and Science Fiction, Wesleyan University Press, Middletown 2000, s. 48–50. Na temat historii publikacji i recepcji krytycznej Frankensteina w XIX wieku zob. William St. Clair, The Impact of „Frankenstein”, w: Mary Shelley in Her Times, red. B.T. Bennett, S. Curran, Johns Hopkins University Press, Baltimore 2000, s. 38–63.

34 Claude Lévi-Strauss, Antropologia strukturalna, przeł. K. Pomian, KR, Warszawa 2000, s. 185–209.

35 Najlepsze omówienia motywu zaginionej rasy to rozdział Thomasa Claresona Journeys to Unknown Lands w Some Kind of Paradise…, jego esej Lost Lands, Lost Races: A Pagan Princess of Their Very Own, w: Many Futures, Many Worlds: Theme and Form in Science Fiction, red. T. Clareson, Kent State University Press, Kent 1977, s. 117–139, oraz tekst Nadii Khouri Lost Worlds and the Revenge of Realism, „Science-Fiction Studies” 1983, nr. 10, s. 170–190. Ani Clareson, ani Khouri nie rozróżniają konsekwentnie między nurtem przygodowo-fantastycznym a satyryczno-utopijnym. Żadne z nich nie poświęca też należytej uwagi kolonialnym i imperialistycznym kontekstom prozy o zaginionych rasach. W szczególności Khouri interpretuje ten materiał niemal wyłącznie jako naiwny wyraz ideologii klasowej.

36 Wendy R. Katz, Rider Haggard and the Fiction of Empire: A Critical Study of British Imperial Fiction, Cambridge University Press, Cambridge 1987; Lindy Stiebel, Imaging Africa: Landscape in H. Rider Haggard’s African Romances, Greenwood, Westport 2001.

37 Robert Stafford, Scientific Exploration and Empire, w: Oxford History of the British Empire, red. Andrew Porter, Oxford University Press, Oxford 1999, s. 294–319.

38 Por. Wells, Wyspa wariatów…

39 Anne McClintock, Imperial Leather…, s. 1–4.

40 H.G Wells, Kraina ślepców, Bibljoteka Groszowa, Warszawa 1926.

41 Charlotte Perkins Gilman, Herland, Pantheon, New York 1979. Pierwodruk: „The Forerunner”, styczeń–grudzień 1915.

42 Klasyczne analizy „literatury” w tym znaczeniu to rozdział Literature w książce Raymonda Williamsa Marksizm i literatura, przeł. Antoni Chojnacki, Edward Kasperski, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 1989; oraz Pierre Macherey, Etienne Balibar, Literature as an Ideological Form: Some Marxist Propositions, przeł. J. Kavanaugh, „Praxis” 1981, nr 5, s. 43–58.

43 Pierre Bourdieu, Dystynkcja. Społeczna krytyka władzy sądzenia, przeł. P. Biłos, Wydawnictwo Naukowe Scholar, Warszawa 2022.

44 Ibidem, s. 21–110.

45 Immanuel Wallerstein, The Capitalist World-Economy, Cambridge University Press, Cambridge 1979, s. 18–19.

46

47Doskonałe omówienie długofalowej współzależności między ekspansją kapitalistyczną, industrializacją a kolonializmem przedstawia Eric Hobsbawm w książce Industry and Empire: The Birth of the Industrial Revolution, wyd. 2, Penguin, New York 1999. Wartościowe są również rozdziały poświęcone ustanowieniu gospodarki światowej w Wieku kapitału: 1848–1875, przeł. Marcin Starnawski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2015, s. 43–102 tegoż autora oraz gospodarce i kulturze imperialistycznej w Wieku imperium: 1875–1914, przeł. Marcin Starnawski, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2016, s. 56–134. Wszystkie moje dalsze uwagi na temat splatających się sił kolonializmu i kapitalizmu w europejskiej historii społecznej w dużej mierze zawdzięczam pracom Hobsbawma.

Vladimir Ilyich Lenin, Imperialism: The Highest Stage of Capitalism, 1916; przedruk: International, New York 1939, s. 79.

48 Ibidem, s. 106–108.

49 Eric Hobsbawm, Wiek imperium …, s. 130.

50 Darko Suvin, Victorian Science Fiction…

51 Max Horkheimer, Theodor W. Adorno, Dialektyka oświecenia. Fragmenty filozoficzne, przeł. M. Łukasiewicz, Wydawnictwo IFiS PAN, Warszawa 1994, s. 138–189.

52 Clareson, The Emergence of Science Fiction…, s. 5.

53 Fredric Jameson, The Political Unconscious: Narrative as a Socially Symbolic Act, Cornell University Press, Ithaca 1981, s. 87.

54 Fredric Jameson, Progress versus Utopia; or, Can We Imagine the Future?, „Science-Fiction Studies” 1982, nr 9, s. 147–158.

55 György Lukács, The Historical Novel, przeł. H. Mitchell, S. Mitchell, Beacon, Boston 1963.

56 Fredric Jameson, Progress versus Utopia…, s. 152.

57 Edward Bellamy, Looking Backward 2000–1888, red. J.L. Thomas, Belknap Press, Cambridge 1967.

58 Bardziej szczegółową niż Jamesonowska analizę pojawienia się i funkcji osadzenia akcji w przyszłości przedstawia Paul Alkon w Origins of Futuristic Fiction, University of Georgia Press, Athens 1987. Książka Alkona dowodzi, że ten zabieg ma długą historię, lecz autor nie wykracza w swojej analizie poza połowę XIX wieku.

59 Slavoj Žižek, Wzniosły obiekt ideologii, przeł. J. Bator, P. Dybel, Wydawnictwo Uniwersytetu Wrocławskiego, Wrocław 2001, s. 47.

60 Ibidem, s. 52.

61 Mary Louise Pratt, Imperial Eyes: Travel Writing and Transculturation, Routledge, New York 1992, s. 126.

62 Ellen Wood, Empire of Capital, Verso, London 2003, s. 72, 68–101.

63 Zob. Daniel R. Headrick, The Tools of Empire: Technology and European Imperialism in the Nineteenth Century, Oxford University Press, New York 1981, rozdział 7.