„Całe zielone są ufoludki”. Wczesne wyobrażenia wizerunków pozaziemskich istot
Mapa Marsa autorstwa Giovanniego Schiaparellego z 1877 r. Domena publiczna.
Jedna z dziewiętnastowiecznych debat naukowych, rozpalająca umysły nie tylko astronomów, ale również masową wyobraźnię, dotyczyła możliwości istnienia inteligentnego życia na Marsie. Jej bezpośrednim powodem były obserwacje Czerwonej Planety przez Giovanniego Schiaparellego, który w 1877 roku miał dostrzec na powierzchni linearne struktury, nazwane przez niego po włosku canali, co oznaczać miało kanały naturalne. Na skutek nieporozumień translacyjnych kanały naturalne po angielsku zamieniły się w sztuczne1, skąd było już blisko do postawienia tezy o marsjańskiej cywilizacji, która miała stworzyć te struktury jako część systemu irygacyjnego planety. I choć obserwacje Schiaparellego okazały się złudzeniem optycznym, to naukowa dyskusja na temat życia na Marsie szybko wyszła poza pole akademii, podchwycona przez pisarzy i dziennikarzy2. Jak dalekie zatoczyła ona kręgi – i do jakiego stopnia rozważania na ten temat budziły zainteresowanie – świadczy choćby artykuł Marsjanie z 18 grudnia 1913 roku we lwowskim miesięczniku branży wyrobów glinianych „Robotnik Kaflarski”, gdzie przytaczano wyobrażenia różnych osób na temat tego, jak mogą wyglądać mieszkańcy Czerwonej Planety. Pojawia się tu między innymi cytat z Wojny światów Herberta George’a Wellsa, gdzie Marsjanin ma „duże, szare okrągławe ciało, wielkości niedźwiedzia”3, ciemne oczy, usta bez warg i wężowate macki. Wizja ta zestawiona jest z wyobrażeniem francuskiego astronoma i popularyzatora nauki Camille’a Flammariona:
mieszkańcy Marsa są wielcy, gdyż siła przyciągania jest tam mniejsza; są blondynami, ponieważ światło jest tam łagodniejsze; posiadają głos cienki i zapewne czaszki bardziej rozwinięte niż mieszkańcy ziemi. Oczy ich niebieskie są większe od naszych, a muszle uszne bardziej rozwinięte. Głowa wielka, pierś szeroka, członki długie i cienkie, brak talji, oddzielającej piersi od brzucha – nadają im postać wielce różną od naszej, a nos potężny, o nozdrzach ruchomych, oczy ogromne, uszy odstające, tworzą typ piękności, który nie znalazłby na pewno uznania śród mieszkańców ziemi4.
Ilustracje do powieści H.G. Wellsa „Wojna światów”, Henrique Alvim Corrêa, 1906 r. Domena publiczna.
W artykule znaleźć można również opinię astronoma Climiusa, że Marsjanie to „drzewa chodzące, o tułowiu sękatym i rękach-gałęziach”, zaś jego kolega Humphrey Davis miał twierdzić, że mieszkaniec Czerwonej Planety podobny jest do człowieka, ale „członki jego rozwinięte są nadzwyczajnie”5. Wreszcie, w tekście przywoływana jest wypowiedź medium, niejakiej pani Smead, według której Marsjanie „są z krwi i kości podobni do naszych Indjan północno-amerykańskich”.
I choć można wątpić w istnienie astronomów Climiusa i Davisa, jak również pani Smead6, to ten przegląd wyobrażeń na temat wyglądu pozaziemskich istot dobrze reprezentuje główne kierunki w myśleniu o wizualnej ksenologii XIX i pierwszej połowy XX wieku; od kosmitów jako przedstawicieli nowych form świata naturalnego (np. flora, zwierzęta, kryształy), poprzez hybrydowość postaci, bądź to łączących cechy humanoidalne i zwierzęce, bądź to z ciałami podlegających ewolucyjnym modyfikacjom – aż do utożsamienia z ziemską obcością oraz grupami postrzeganymi jako „dzikie”. To, jak w literaturze SF, filmach niemych czy artykułach prasowych wyglądali Marsjanie, Wenusjanie czy mieszkańcy Księżyca, podobnie jak w wielu innych przypadkach wyobrażeń z obszaru fantastyki naukowej było bowiem – co oczywiste – odbiciem stanu wiedzy, lęków, uprzedzeń i ciekawości osób je tworzących i opisujących. Dziewiętnastowieczne i częściowo dwudziestowieczne wizerunki istot pozaziemskich można również analizować jako formowanie się wyobrażeń o życiu poza naszą planetą, którego echa można odnaleźć we współczesnej kulturze popularnej, od lat 60. XX wieku zdominowanej przez ikonograficzny typ szarych lub zielonych ludzików o dolichocefalicznych głowach, z wielkimi oczami i wydłużonymi palcami u rąk. We wstępie do klasycznego zbioru esejów Aliens. The Anthropology of Science Fiction George E. Slusser i Eric Rabkin pisali, że kreacja Obcego wynika z potrzeby określenia czegoś prawdziwie nieludzkiego7. W przypadku wczesnej ikonografii ksenologicznej to nieludzkie w postaci istot pozaziemskich inspirowane było wieloma kulturowymi obrazami – od religijnych, poprzez wyobrażenia ewolucjonistyczne i kolonialne, aż do technologicznych.
„Osobliwie piękni”8
Frontispis i strona tytułowa drugiego wydania książki Francisa Godwina Man in the Moone z około 1657 roku. Domena publiczna.
Wspomniana wyżej debata naukowa o życiu na Marsie nie była oczywiście pierwszą dyskusją na temat istnienia bytów pozaziemskich oraz ich wyglądu. Rola antycznych wyobrażeń, wpływu teorii kopernikańskiej oraz tak zwanej przedoświeceniowej nowej astronomii na idee dotyczące życia na innych planetach jest dość dokładnie opisana w literaturze przedmiotu9; wspomnieć tu jednak należy jedną z pierwszych powieści utopijno-podróżniczych, w której pojawiają się Lunarianie – The Man in the Moone anglikańskiego biskupa Francisa Godwina (1638). Jej bohater, Domingo Gonsales, wraz z czarnym służącym o imieniu Diego dzięki statkowi powietrznemu zaprzężonemu w dzikie łabędzie odwiedza różne krainy i udaje się między innymi na Księżyc, gdzie spotyka „rodzaj ludzi wielce osobliwy, zarówno pod względem wyglądu, postawy, jak i ubioru. Ich wzrost był bardzo zróżnicowany, lecz przeważnie byli dwukrotnie wyżsi od nas; ich kolor skóry i oblicze – nader ujmujące, a strój taki, że nie potrafię go opisać”10. Okazuje się, że Lunarianie – którzy notabene mają zieloną skórę – wyznają wiarę chrześcijańską i żyją w utopii osiągniętej dzięki wymianie jednostek przekraczających normy społeczne z dziećmi z Ziemi. Na Księżycu nie ma kłamstwa ani podstępu, panuje wieczna wiosna, a dobre uczynki przekładają się na wydłużenie życia (i wzrost). Gonsales szybko uczy się tonalnego języka i obyczajów Lunarian, po półrocznym pobycie wraca jednak na Ziemię. Jak zauważa Ricardo Capoferro, księżycowy lud w The Man in the Moone to utopijna wizja europejskiego społeczeństwa i chrześcijańskiego raju zarazem, bez relatywizmu gatunkowego ani kulturowego – jedynym elementem obcości jest tu wygląd mieszkańców Księżyca oraz ich język11. Lunarianie w tej powieści nie są bowiem zagrożeniem, a Gonsales nie postrzega ich jako dzikich czy innych w europocentrycznej perspektywie obcości – podstawowy łącznik w postaci wiary zostaje bowiem zachowany, a chrześcijańskie społeczeństwo na Księżycu postrzegane jest jako wzór, do którego należy dążyć.
Wizualna obcość kosmitów stanowi główny element dystynktywny Innego, choć odmienny wygląd niekoniecznie oznacza pozaziemskie pochodzenie; od ery odkryć geograficznych europejska literatura zarówno utopijna, jak podróżnicza i eksploracyjna, raporty oraz wspomnienia kolonizatorów czy misjonarzy, nie wspominając już o pracach naukowych, aż do XX wieku pełne są przecież obrazów inności/obcości w paradygmatach dehumanizacji, dzikości i zwierzęcości; wspomnieć można tu choćby dyskurs wokół hotentockiej Wenus (Saartjie Baartman), popularność ludzkich zoo, narracje wystaw misyjnych czy wreszcie inspirowane ewolucjonizmem poszukiwania „brakujących ogniw” pomiędzy małpami a człowiekiem. Podstawowa różnica – widoczna już u Francisa Godwina, a rozwijana zwłaszcza od połowy XIX wieku pod wpływem teorii Karola Darwina – polega jednak na postrzeganiu istot pozaziemskich jako wyższego etapu ewolucji człowieka, na który adaptacyjny wpływ miało środowisko kosmiczne. Obcy z Księżyca, Marsa czy innych planet w kulturze popularnej reprezentują zatem zaawansowane cywilizacje, zgodnie z Darwinowską nauką o ewolucji gatunków rozwiniętą przez dziewiętnastowiecznych zwolenników teorii o powszechności życia w kosmosie. Jednym z nich był wspominany już Claude Flammarion, który w 1889 roku swoje poglądy zawarł w popularnonaukowej książce Urania12. Jej główny bohater, młody astronom prowadzony w podróży przez wszechświat przez muzę (tytułową Uranię), na jednej z planet poza Układem Słonecznym dostrzega w niebieskim krajobrazie
grupę istot skrzydlatych, które bujały ponad wodami błękitnemi. […] Były to istoty widocznie uorganizowane do życia powietrznego. Zdawały się utkane ze światła. Z daleka wziąłem je w pierwszej chwili za ważki: miały ich postać wysmukłą i wytworną, ich wielkie skrzydła, ich żywość i lekkość. Rozglądając je jednak z blizka, dostrzegłem, że wzrost ich nie był niższy od naszego, a z wyrazu ich wzroku poznałem, że to nie były bynajmniej zwierzęta. Głowy ich również przypominały głowy ważek, i tak samo, jak tym istotom powietrznym, brakło im nóg13.
Urania tłumaczy dalej swojemu towarzyszowi, że te androginiczne istoty mają udoskonalone zmysły oraz układ nerwowy, a ich cywilizacja opiera się na zajmowaniu się wyłącznie „poszukiwaniami naukowemi”14. Bohater Uranii odwiedza w swej podróży wiele planet, koncentrując się na opisach wyglądu zamieszkujących ich Obcych – od fosforyzujących oczu, którymi mogą zabijać, poprzez postacie obdarzone zlokalizowanym na czole organem, który wyświetla myśli, aż do przepoczwarzania się ciała na wzór owadzi. Życie pozaziemskie nie jest bowiem niczym wyjątkowym: „jest ziemskie na Ziemi, marsowe na Marsie, saturnowe na Saturnie, neptunowe na Neptunie, to jest zastosowane do każdego siedliska; albo, aby powiedzieć lepiej i ściślej jeszcze: życie powstaje i rozwija się na każdym świecie według prawa zasadniczego, któremu ulega przyroda cała: prawa postępu”15. Lunarianie i Marsjanie oraz inni wizualnie, kulturowo i społecznie mieli być w tym ujęciu ewolucyjnym obrazem przyszłości ludzkości.
„Składem ciała wcale się od nas nie różniły”16
Notabene, Flammarion nie wymyślił samodzielnie kosmitów-ważek; w tych postaciach odnaleźć można zarówno echa prób utożsamienia „ludzi z niebios” z religijnym obrazem aniołów17, ewolucyjnej tajemnicy (dla ówczesnych) powstania gatunków latających oraz kulturowe marzenia o ludzkości odrywającej się od ziemi, powiązane z przekazywanymi przez astronomów wiadomościami o zmniejszonej grawitacji na Księżycu lub Marsie oraz związanymi z tym spekulacjami naukowymi. Wizerunek latających Obcych, będących ludzko-zwierzęcymi hybrydami, był jednym z najpowszechniejszych w kulturze popularnej XIX i początków XX wieku. Pojawił się za sprawą dziennikarza gazety „New York Sun” Richarda Adamsa Locke’a; w sierpniu 1835 roku opublikował on serię artykułów, w których twierdził, że astronom John Herschel miał za pomocą teleskopu dojrzeć na Księżycu owce, bizony, jednorożce oraz ludzi ze skrzydłami nietoperzy, których
wzrost wynosił przeciętnie cztery stopy, a całe ciało, z wyjątkiem twarzy, pokryte było krótkim i jedwabistym włosem o barwie miedzi. Skrzydła ich, złożone z cienkiej błony pozbawionej owłosienia, spoczywały gładko na plecach – od szczytu ramion aż po łydki. Twarz, w kolorze żółtawego ciała, stanowiła lekkie udoskonalenie względem oblicza dużego orangutana18.
Litografia przedstawiająca „rubinowy amfiteatr” z mistyfikacji, opublikowana w gazecie „The Sun”. Domena publiczna.
Co prawda Locke szybko przyznał, że historia opisana w artykule była wyssana z palca i miała na celu zwiększenie sprzedaży gazety (w dziejach amerykańskiego dziennikarstwa zapisała się jako Wielki Księżycowy Blef), niemniej jednak światowa prasa przedrukowywała te rewelacje, często ozdabiając je ilustracjami. Lunarianie jako latające ludzko-zwierzęce hybrydy zadomowili się w dziewiętnastowiecznej masowej wyobraźni, czego przykładem jest również opis Obcych w Podróży po Księżycu odbytej przez Serafina Bolińskiego Teodora Tripplina z 1858 roku. Pierwsze spotkanie głównego bohatera z Selenitami to bowiem napotkanie
żołnierzy w seledynowych mundurach z różowymi wyłogami, w szklistych hełmach, z błyszczącymi karabinami i pałaszami. Oto patrol żandarmerii, nie pieszej, nie konnej, lecz skrzydlatej, takiej jakiej u nas nie ma i nie było. Spostrzegli mnie i wołają; zapewne pytają: „kto leci?”. Ja odpowiadam na chybił trafił: „swój”19.
W rozmowach Serafina z doktorem Gerdwidem, Selenitą, który go sprowadził na Księżyc, okazuje się, że wszyscy mieszkańcy Srebrnego Globu posiadają skrzydła, choć potrafią również chodzić, „pomagając sobie w biegu skrzydłami, tak jak strusie”20. Na Księżycu cywilizacja przyszłości opracowała ponadto różne wynalazki, w tym fruwające mechaniczne „koniki” oraz latające balono-ryby, z których korzystają ci o słabszych skrzydłach:
Jedne były tak duże jak jesiotry i na nich siedzieli pojedynczo starzy lub kobiety dostojnej tuszy, którym widać siła skrzydeł nie wystarczała, i na innych znów, dużych jak wieloryby, siedziało po kilkudziesięciu ludzi różnej płci, rozmaitego stanu i wieku, pomiędzy którymi byli i ludzie bez skrzydeł, nędznie w długie suknie ubrani, po większej części z brodami21.
Opracowano również eliksir, dzięki któremu Serafinowi mogą wyrosnąć skrzydła. Selenici okazują się wcieleniami dusz dawnych Ziemian (Gerdwid jest niegdysiejszym nauczycielem głównego bohatera), a Księżyc – przystankiem na drodze do raju. Hybrydowość wyglądu Obcych u Tripplina kryje kontekst religijny, a sami latający Obcy to w tym ujęciu transcendentna przyszłość Ziemi.
Hybrydowość ciał kosmicznych Obcych, zwłaszcza w połączeniu cech owadzich i człowieczych, w ujęciu ewolucjonistycznym nie stanowi deformacji postaci, podkreślającej degradację Innego charakterystyczną dla europocentrycznego kolonialnego dyskursu rasowego, ale właśnie pokazuje jego wyższość nad ziemską rasą ludzką. Dehumanizacja ciał – czy może ukosmosowienie – ma tu wymiar pozytywny, jest bowiem wyobrażeniem o rozwoju. Przykłady z literatury science fiction można tu mnożyć: od majestatycznych, otoczonych fluorescencyjnymi poświatami, także latających Wenusjan w Alerielu Władysława Somerville’a Lacha-Szyrmy (1883), którzy są zdziwieni, że Ziemianie stoją niżej w rozwoju, bo ich ciała nie potrafią latać22, poprzez srebrne człowiekoinsekty z Krzyształowego jaja H.G. Wellsa (1897), aż do wielkookich Marsjan kolonizujących Ziemię z Auf zwei Planeten Kurda Lasswitza (1897).
Wygląd zaawansowanych kosmicznych Innych, choć częściowo nieludzki dla Ziemian, był jednak znajomy nie tylko poprzez hybrydowość ludzi i zwierząt bądź roślin, ale dzięki wizerunkom ziemskich bogów, co już w latach 20. i 30. XX wieku, jeszcze przed rozpowszechnieniem paleoastronautyki w kulturze popularnej, było powszechną fantazją na temat przybyszy z Kosmosu. W artykułach prasowych często pojawiały się hipotezy na temat zapoczątkowania lub rozwoju cywilizacji ludzkiej przez Marsjan lub pod ich wpływem, mimo że utrzymane były raczej w tonie tak zwanych michałków niż hipotez naukowych – i podobnie jak w przypadku cytowanej na początku tekstu wizji pani Smead były to wiadomości z seansów spirytystycznych. Przykładem może być artykuł Flirt profesora angielskiego z panną Hocho-Ma-Ruru, wydrukowany 5 stycznia 1929 roku w „Expresie Kaliskim”. Była to relacja z seansów spirytystycznych, podczas których za pomocą medium nawiązano kontakt z „marsyjską pięknością”, która profesorowi Robinsonowi opowiedziała podstawowe fakty na temat mieszkańców Czerwonej Planety i ich kultury oraz zaawansowania technologicznego. „Marsjanie – o wiele więksi od ludzi – przypominają kształtem żółwie ziemskie”, podróżują pociągami z prędkością 2000 kilometrów na godzinę, a ich nabożeństwa mają „formę elektrycznych rakiet”23, cokolwiek miało to znaczyć. Według panny Hocho-Ma-Ruru cały rozwój cywilizacji ziemskiej zawdzięczać mamy właśnie Marsjanom – a dokładniej ludzkim duszom, które po śmierci trafiają na Czerwoną Planetę, tam otrzymują niezbędną wiedzę, a potem w procesie reinkarnacji wprowadzają te wynalazki na Ziemi. Echa wyobrażeń o wpływie kosmitów na ludzkość widać również w opowiadaniu Odyseja marsjańska Stanleya G. Weinbauma, opublikowanym w 1934 roku w magazynie „Wonder Stories”. Jego bohater, Dick Jarvis, spotyka w kosmosie „pomylonego strusia”, który nazywa siebie Twil.
Marsjanin właściwie nie był ptakiem; nawet go nie przypominał, może na pierwszy rzut oka. Miał oczywiście dziób i kilka pierzastych wyrostków, ale ten dziób nie był właściwie dziobem. Był to narząd dość elastyczny: widziałem, jak jego koniuszek przegina się powoli z boku na bok. W sumie było to jakby skrzyżowanie dzioba ze słoniową trąbą. Stworzenie miało stopy o czterech palcach i czteropalczaste… chyba trzeba to tak nazwać, ręce; miało zaokrąglony tułów i długą szyję zakończoną niedużą głową – i tym dziobem24.
Rasa Twila w przeszłości odwiedziła starożytny Egipt – a ich wizerunek został uwieczniony pod postacią boga Tota. Hybrydowość ciał jest więc również amalgamatem swojskości i obcości, formą liminalną między człowiekiem a kosmicznym Innym – wyobrażeniem, w którym to, co diametralnie obce, ma być jednak w pewnym stopniu znajome poprzez analogie z ziemskim światem natury czy też kultury.
„Nowe a wstrętne zjawisko”25
Jednocześnie wraz ze wzrostem popularności tak zwanego nowoczesnego nurtu literatury inwazyjnej w science fiction, którego głównym reprezentantem był Wells i jego Wojna światów, zaawansowani cywilizacyjnie kosmiczni Inni tracą cechy antropomorficzne – ich nieludzki wygląd ma wzbudzać przerażenie adekwatne do stopnia zagrożenia dla mniej zaawansowanej technologicznie ludzkości. Innymi słowy, kosmici przestają być przyjaźni. W Pierwszych ludziach na Księżycu H.G. Wellsa z 1901 roku biznesmen Bedford i wynalazca Cavor napotykają na Srebrnym Globie Selenitów, którzy w swych w pancerzach i hełmach przypominają insekty. Ich prawdziwe ciała, z nóżkami, cylindrowatym korpusem i wrośniętą między ramiona głową, przez narratora najpierw są antropomorfizowane – do momentu, kiedy podczas pierwszego kontaktu z Selenitą zdaje sobie sprawę, że „całkiem do człowieka był niepodobny”26.
Przeraziłem się, ujrzawszy twarz jego zbliska. Nie była to twarz, ale jakaś maska, straszydło, mające pokrywać ludzkie rysy. […] Widzieliście kiedy silnie powiększoną głowę żuka lub mrówki? Nie można na niej rozpoznać nosa, ust ani uszu – widać tylko wielkie, wypukłe oczy; twarda, sucha, niezmienna, błyszcząca. […] Mówiąc, że twarz jego nie miała żadnego wyrazu, porównywałem ją z twarzą ludzką; właściwie miała wyraz rzeczy bezdusznych – parowozu, wentylatora, kamienia… Była straszną dzięki niezmiernie wypukłym oczom i ustom o zagiętych w dół kątach warg. Szyja jego opatrzona była trzema stawami, w tym rodzaju jak stawy na nodze raka27.
Ilustracja Henri Thirieta do powieści Gustave'a Le Rouge'a Le prisonnier de la planète Mars (Więzień z Marsa); 1909 r.
Obcy upodabnia się więc do przerażającej maszyny; bezduszność lokomotyw czy silników to metafora często wykorzystywana w dziewiętnastowiecznej prozie. Z kolei w pochodzącym z 1887 roku opowiadaniu Xipehuz J.H. Rosny’ego (właściwie Joseph Henri Honoré Boex), którego akcja toczy się na Ziemi, w prehistorycznych czasach w dzikiej puszczy Kzour plemię Pjehou zostaje zaatakowane przez
krąg niebieskich, przezroczystych stożków, wierzchołkiem skierowanych ku górze, a każdy wielkości niemal połowy człowieka. Ich powierzchnię znaczyło parę jasnych kresek i kilka ciemnych spirali. W pobliżu podstawy wszystkie miały olśniewającą gwiazdę. […] Tu i ówdzie były jeszcze Kształty nieomal walcowate, różne zresztą i wysokie, inne niskie i przysadziste, a wszystkie brązowawe, nakrapiane na zielono i, tak jak i płaty, posiadające charakterystyczny świetlny punkt28.
Kształty, o sugerowanym pozaziemskim pochodzeniu, są zdolne do komunikacji między sobą, mają też zdolność do wyrażania emocji – są więc bytem cywilizacyjnie zaawansowanym, zagrażającym ludziom, którzy ostatecznie pokonują je w roku 22649. Xipehuz to jedno z najciekawszych wyobrażeń nieludzkiej obcości w science fiction przełomu XIX i XX wieku – inteligentne kryształy, bez cech zwierzęcych czy ludzkich. Natomiast w Więźniu na Marsie Gustave’a Le Rouge’a mamy do czynienia z dwiema marsjańskimi cywilizacjami. Jedna jest zwierzęca i cechuje się wampiryzmem: „Wyobraźcie sobie nietoperza, wielkości człowieka, lecz o skrzydłach mniej rozwiniętych; błony ich były rozpięte wzdłuż całej ręki, zakończonej długiemi szponami i schodziły wzdłuż żeber aż do bioder. Podobne szpony zakończały też stopy i na nich to właśnie zawiesił się u grubej gałęzi potwór, który ugryzł Roberta”29. Jak się później okaże, marsjańskie wampiry potrafią być niewidzialne – a w tomie drugim, La Guerre des vampires, zaatakują Ziemię. Druga cywilizacja, o niższym stopniu zaawansowania, ma ludzki wygląd, ale zmodyfikowany – jej opis przypomina bardziej pochodzące z epoki autora charakterystyki wyglądu osób z upośledzeniami, zwłaszcza z zespołem Downa:
Byli oni wzrostu dziesięcioletnich dzieci, przy nadzwyczajnej tuszy, z beczkowatemi brzuchami. Twarze ich okrągłe, świeże i różowe, otoczone włosami i brodami mocno rudemi, miały uśmiech nieco głupkowaty, stale jaśniejący na ich pełnych, dobrodusznych obliczach. Nosy ich ginęły prawie wśród gąbczastych policzków, a małe, nieco zamglone oczy, wznosiły się ukośnie ku skroniom. Co do dzieci, to te wyglądały jak bryły tłuszczu, lub jak drób dobrze utuczony na jaką uroczystą ucztę30.
Główny bohater Robert obawia się Marsjan-wampirów, dobrotliwi Marsjanie wzbudzają w nim natomiast uczucia kolonialne: „Gwałtowne wzruszenie go ogarnęło i nasunęło moc humanitarnych projektów. W kilka tygodni, może miesięcy, da poznać tym grubasom wszystkie zdobycze cywilizacji, na które się składały miljony pokoleń na ziemi. Czuł się istotą wyższą od nich i nie miał najmniejszej obawy”31. Dzicy kosmiczni obcy zostają zatem poddanymi Roberta – tu między Marsjanami a tak zwanymi ludami pierwotnymi w dyskursie kolonialnym nie ma większych różnic. A jeśli mowa o dzikich z kosmosu w kontekście kolonialnym, należy oczywiście wspomnieć Trylogię księżycową Jerzego Żuławskiego, gdzie w Zwycięzcy potomkowie uczestników wyprawy na Srebrny Glob zostają podbici przez skrzydlatych Szernów, tubylczych i nieludzkich z wyglądu (ich ciała pokryte są czarnym włosiem) mieszkańców ciemnej strony Księżyca. Jest to więc tradycyjne powiązanie obcości z ciemnością, zwierzęcością, milczeniem (inny język) i przemocą32 – Szernowie zabijają mężczyzn i porywają ludzkie kobiety jako branki, czego efektem są hybrydy – Morcowie, przypominający bardziej ludzi. Na dzikość Szernów i Morców można spojrzeć też jednak w innym kontekście – gdy w Starej Ziemi, trzecim tomie trylogii, Roda i Mataret trafiają z Księżyca na Ziemię, to właśnie oni są dzikimi „o karlim wzroście i drobnych siłach zwyrodniałego na Księżycu ludzkiego plemienia”33 i jak dzicy są traktowani przez Ziemian. Kosmiczni Obcy dzielą się więc tutaj na dwa typy: wrogów, których najlepiej byłoby zniszczyć, a ich nieantropomorficzna wizualność ma podkreślać ową wrogość, albo dzikich, o bardziej ludzkim wyglądzie, których Ziemianie niejako uczłowieczają, a jednocześnie kolonialnie dehumanizują. W obu typach wygląd pozaziemskich istot jest jednak kluczem do opowieści o ziemskiej (białej) supremacji. O ile bowiem we wcześniejszych realizacjach kosmiczny Inny był de facto obrazem postczłowieka, o tyle u Wellsa, Le Rouge’a czy Żuławskiego jest to raczej archetypiczny Obcy, nieznany i wrogi, którego ziemski superczłowiek musi ujarzmić. Nie ma tu mowy o zrozumieniu i poznaniu; jest to klasyczna opowieść o przemocy i/lub podboju.
„Piękna niewolnica z niebios”34
Reklama filmu A Trip to Mars opublikowana w Motion Picture News 19 lipca 1920 r. Źródło. Film dostępny tutaj.
Spojrzenie superczłowieka na kosmicznych Innych w literaturze SF do lat 50. XX wieku jest przeważnie spojrzeniem męskim. Pojawia się tu, rzecz jasna, również męska fantazja – w wielu przygodowych realizacjach owo ujarzmienie przybiera formę seksualnego podboju kosmicznej i egzotycznej (choć nie za bardzo) Obcej. W duńskim filmie Himmelskibet z 1917 roku (rozpowszechnianym również pod tytułami Podróż na Marsa oraz Excelsior) w reżyserii Foresta Holgera-Madsena marynarz i lotnik Avanti wraz z towarzyszami wyrusza w lot na Marsa. Członkowie tamtejszej cywilizacji nie wyróżniają się wyglądem, choć mają zdolności telepatyczne. Wyznają pacyfistyczną religię serc, wykluczającą jakiekolwiek zło i przemoc, oraz są frutarianami. Przewodniczką Avantiego po obcym świecie i jego obyczajach jest córka przywódcy, Maria. Lotnik wyznaje jej miłość, a ta zgadza się polecieć z nim na Ziemię, by tam szerzyć pokój między ludźmi. Kosmiczne podróże kończą się więc klasyczną nagrodą w postaci księżniczki. Podobny wątek pojawia się w powieści Kobieta o błękitnej twarzy Aleksieja Tołstoja z 1923 roku, na podstawie której Jakow Protazanow nakręcił Aelitę. Inżynier Mścisław Sergiejewicz Łoś, który razem ze swym towarzyszem Gusiewem leci na Marsa, spotyka tam potomków ziemskich Atlantów, w tym Aelitę, córkę przewodniczącego Najwyższej Rady, o popielatych włosach i oczach, z biało-niebieską twarzą. Podczas pierwszego spotkania Łoś określa ją jako „cudowne, dziwne dziewczę”35 i szybko się w niej zakochuje, Gusiew natomiast spotyka Ihę, dziewczynę z ludu, siostrzenicę zarządcy („wesoła, smagła, smagło-niebeskawa, pulchniutka dziewczyna”36), którą podczas pierwszego spotkania przemocą całuje (choć powstrzymał się, by w ramach rozpoczęcia znajomości dać jej klapsa w pośladek). Ani Aelita, ani Iha nie bronią się przed uczuciem Ziemian. Kiedy na Marsie wybucha rewolucja robotnicza, obie pomagają Ziemianom w ucieczce – choć same zostają na Czerwonej Planecie. Aelicie udaje się jednak wysłać radiową wiadomość do Łosia: „Gdzie jesteś, gdzie jesteś, miłości?”37. Zarówno Maria, jak i Aelita są nie tylko łączniczkami z obcymi światami, ale też – poprzez seksualne i miłosne podboje Ziemian wobec uległych pięknych kobiet – symbolem ludzkiej dominacji nad kosmicznymi światami. Nie ma tu oczywiście refleksji nad ewentualnymi reperkusjami genderowo-ksenologicznych różnic; na poziomie biologicznym pozaziemska kobieta nie różni się od ziemskich.
Najlepiej widać to w powieściach Edgara Rice’a Burroughsa z cyklu o Johnie Carterze. W pierwszej z nich, Księżniczce Marsa (1912), główny bohater, konfederacki weteran wojny secesyjnej walczący z Apaczami, w tajemniczy sposób przenosi się na Czerwoną Planetę. Marsjański lud Tharków, na który trafia, charakteryzuje się tym, że są oni więksi od ludzi, ich skóra ma kolor oliwkowej zieleni, a oprócz dwóch rąk i dwóch nóg mają dodatkową parę kończyn. Ich oczy osadzone są na przeciwległych stronach głowy, uszy kształtem przypominają filiżanki, nos zaś jest rozcięciem na twarzy. „Tęczówka oka była czerwona, jak u albinosów, źrenica czarna, zaś sama gałka oczna czysto biała, podobnie jak zęby. Te ostatnie nadawały jeszcze drapieżniejszy wygląd i tak okrutnemu i budzącemu przerażenie obliczu, gdyż ostre, zakrzywione dolne kły sięgają aż tam, gdzie u człowieka znajdują się oczy”38. Dzięki grawitacyjnej przewadze, zwinności i umiejętności posługiwania się bronią Carter szybko zdobywa uznanie Tharków, ich jeńcem zostaje natomiast księżniczka Dejah Thoris, „podobna w każdym szczególe do kobiet z Ziemi”, z wyjątkiem czerwonomiedzianego odcienia skóry.
Miała bardzo piękną, owalną twarz o delikatnie rzeźbionych rysach, wielkie, błyszczące oczy i czarne jak węgiel włosy, ułożone w dziwny, a jednocześnie bardzo do niej pasujący sposób. […] Podobnie jak prowadzące ją zielone Marsjanki nie nosiła żadnej odzieży, oprócz delikatnie wykonanych ozdób, ale żadna szata nie mogłaby bardziej podkreślić piękna jej doskonałej figury39.
Dejah jest naukowczynią i pacyfistką. Tharkowie mianują Cartera jej strażnikiem; ten, zauroczony Marsjanką, obiecuje, że ją uwolni. Po różnych perypetiach pokonuje wrogów i zdobywa rękę Dejah oraz tytuł księcia – choć Ziemianin i Marsjanka wkrótce znów zostają rozdzieleni. Rolą Dejah w książkach Borroughsa jest bycie damą w opałach i obiektem westchnień Cartera. Mars staje się tu literackim kamuflażem dla mitologii Dzikiego Zachodu, rekreacją przeszłości w wizji przyszłości40. Kosmiczne pochodzenie Dejah, jej umiejętności i osobowość nie mają większego znaczenia – jest po prostu egzotyzacją w wydaniu science fiction, uzupełnieniem i nagrodą dla bohatera. Pozaziemska kobieta (oczywiście brak tu refleksji genderowych) jest zatem Obcą tylko z desygnatu.
Małe zielone lub szare ludziki?
Przywoływana wyżej powieść Burroughsa wydaje się ważna dla przemian wizerunku pozaziemskich Obcych z innego względu: jest to jeden z pierwszych opisów kosmitów, który przyczynił się do powstania stereotypu małych zielonych ludzików41. Pod koniec lat 30. XX wieku w literaturze science fiction kosmiczni Inni stają się również hybrydami ludzi i maszyn, jak w powieści zapomnianego dziś z powodu swojej kolaboracyjnej przeszłości dziennikarza i literata Feliksa Burdeckiego Rakietą na Merkury z 1934 roku. Trzech Polaków na Merkurym natrafia na przyjazną cywilizację dynamomaszyn, które nazywają „radjoistotami”; ich nogi-węże to anteny radiowe, służące do komunikacji42. Również „Areanthropos” z debiutu Stanisława Lema Człowiek z Marsa (1946) miał przypominać samobieżną maszynę z trzema wężowatymi kończynami oraz ukrytym wewnątrz mózgiem. Ale już przed II wojną światową w amerykańskiej kulturze popularnej istoty z kosmosu często przybierają wygląd właśnie zielonych ludzików z dużymi oczami i uszami jak anteny. Niektórzy badacze wskazują na źródła tego wizerunku w angielskiej kulturze wernakularnej (legenda o zielonych dzieciach z Woolpit, gobliny, skrzaty itp.). W kulturze popularnej od lat 60. XX wieku zieloni Obcy konkurowali z szarymi, zwłaszcza po tak zwanym incydencie Zeta Reticuli, czyli sprawie domniemanego porwania Betty i Barneya Hillów, którzy twierdzili, że zostali uprowadzeni na pokład latającego spodka przez szare humanoidalne osobniki o dużych oczach, bez uszu i wyraźnego nosa. Ten wizerunek Obcych – w wersji szarej lub zielonej – zyskał popularność i dzięki powielaniu w niezliczonych filmach, serialach, powieściach, artykułach czy na różnego rodzaju gadżetach stał się jednym ze stereotypowych przedstawień pozaziemskich istot.
Przedstawiona tu analiza przykładów wizerunków kosmicznych Innych w XIX i pierwszej połowie XX wieku pokazuje źródła różnorodności tego rodzaju wyobrażeń w literaturze, dyskursie publicznym i filmie przed wyłonieniem się stereotypowej ikonografii ksenologicznej. Pytanie o to, jak może wyglądać Obcy z innej planety, jest nie tylko poważnym zagadnieniem współczesnej ksenobiologii, ale też jednym z wyzwań masowej wyobraźni, zderzeniem z aporetycznym charakterem obcości oraz jej pozorną nieprzenikalnością poznawczą. Wizerunek kosmitów to kulturowe zwierciadło dla autorów i ich odbiorców, a zarazem pytanie o to, co odróżnia kosmitów od ludzi, o symboliczną granicę pomiędzy tym, co ziemskie, znane i teraźniejsze, a tym, co obce, transcendentne, przyszłe. Ikonografia ksenologiczna jest wytworem różnych kontekstów kulturowych, podlega modyfikacjom i przemianom, choć poszczególne motywy w kulturze popularnej wydają się trwalsze niż inne; u podstaw wyobrażeń obcości do dziś leży bowiem ewolucjonistyczne przekonanie o przewadze technologicznej – zmieniło się tylko to, że przybysze z innych planet raczej nie mają skrzydeł, tylko latające spodki. I przede wszystkim wygląd pozaziemskich istot jest przedmiotem fantazji i spekulacji w równym stopniu jak podstawowa kwestia, czy kiedykolwiek nastąpi i jak przebiegnie bliski kontakt trzeciego stopnia z przybyszami z innych planet.
1 Zob. Michael J. Crowe, The extraterrestrial life debate, 1750–1900, University of Notre Dame Press, Notre Dame 2008, s. 486 i nast.
2 Elena Candelli, „Some curious drawings”. Mars through Giovanni Schiaparelli’s eyes: between science and fiction, „Nuncius” 2009, nr 2, s. 439–464.
3 Herbert George Wells, Wojna światów, t. 1, przeł. M. Wentz’l, Warszawa 1899, nakładem redakcji „Gazety Polskiej”.
4 Marsjanie, „Robotnik Kaflarski”, 18 grudnia 1913, nr 17, s. 4.
5 Ibidem.
6 Nawiązywanie kontaktów z bytami pozaziemskimi podczas seansów spirytystycznych było w kulturze popularnej pierwszej połowy XX wieku niejako uzupełnieniem naukowych prób porozumiewania się sygnałami radiowymi z ewentualnymi mieszkańcami innych planet Układu Słonecznego. Zob. Agnieszka Haska, Jerzy Stachowicz, Halo, czy to Mars?, „Nowa Fantastyka” 2016, nr 7.
7 George E. Slusser, Eric Rabkin, Aliens. The Anthropology of Science-Fiction, South Illinois University Press, Carbondale 1987, s. 6.
8 Claude Flammarion, Urania, przeł. S. Kramsztyk, Warszawa 1890, nakładem S. Lewentala, s. 36.
9 Zob. m.in. Steven J. Dick, The Origins of the Extraterrestial Life Debate and its Relation to the Scientific Revolution, „Journal of the History of Ideas” 1980, nr 1, s. 3–27; Sarah Hutton, The Man in the Moone and the New Astonomy: Godwin, Gilbert, Kepler, „Etudes Epistémè” 2005, nr 7, s. 3–13.
10 Francis Godwin, The Man on the Moone [1638], red. William Poole, Broadview Press, Peterborough 2009, s. 99 [tłumaczenie własne].
11 Riccardo Capoferro, Empirical Wonder: Historicizing the Fantastic 1660–1760, Peter Lang, Bern 2010, s. 152–156.
12 Pierwsze wydanie polskie w tłumaczeniu Stanisława Kramsztyka ukazało się w 1890 roku w Warszawie nakładem S. Lewentala.
13 Claude Flammarion, Urania, op.cit., s. 15–16.
14 Ibidem, s. 18.
15 Ibidem, s. 19.
16 Teodor Tripplin, Podróż po Księżycu odbyta przez Serafina Bolińskiego, nakładem Bolesława Maurycego Wolffa, Petersburg 1858, s. 154.
17 Interpretacje dotyczące historycznych śladów odwiedzających Ziemię kosmitów w tekstach religijnych, według których obcy mieli ulegać przekształceniom w anioły, postacie objawiające przyszłość prorokom czy wręcz bogów, nie tylko leżą u podstaw pseudonaukowej paleoastronautyki (by wspomnieć choćby teorie Ericha von Dänikena z lat 50. XX wieku czy inspirowany nimi serial Starożytni kosmici, emitowany od 2010 roku), lecz także są przyczynkiem do kulturoznawczych refleksji na temat społecznej roli UFO czy uprowadzeń przez obcych. Zob. Keith Thompson, UFOs and the mythic imagination, Addison-Wesley, Reading 1991.
18 Cytat, w tłumaczeniu własnym, za: Gane Pressman, Remembering the Great Moon Hoax of 1835, NBC, 20 sierpnia 2012, https://www.nbcnewyork.com/news/local/moon-hoax/1955008/, dostęp: 24 marca 2025.
19 Teodor Tripplin, Podróż po Księżycu odbyta przez Serafina Bolińskiego, nakładem Bolesława Maurycego Wolffa, Petersburg 1858, s. 4.
20 Ibidem, s. 6.
21 Ibidem, s. 5.
22 Powieść ta, opublikowana w języku angielskim (brak wydania polskiego), jest również ciekawa pod względem jednego z pierwszych użyć w angielszczyźnie słowa Martian (Marsjanin). W języku polskim określenie to (w zapisie „Marsyanin”) również pojawiło się w latach 80. XIX wieku – jednym z najwcześniejszych śladów jest artykuł Planeta Mars z warszawskiego „Słowa” z 1888 roku (nr 128, 11 czerwca), w którym relacjonowano najnowsze odkrycia astronomiczne dotyczące Czerwonej Planety.
23 „Express Kaliski” 1929, nr 5, s. 3.
24 Stanley G. Weinbaum, Odyseja marsjańska, przeł. W. Bukato, Iskry, Warszawa 1985, s. 11.
25 Gustaw Le Rouge, Więzień na Marsie, [przeł. K.W.], Drukarnia M. Arcta, Warszawa 1911, s. 107.
26 Herbert George Wells, Pierwsi ludzie na Księżycu, przeł. S. Mazanowski, Księgarnia św. Wojciecha, Poznań 1921, s. 90.
27 Ibidem, s. 90–91.
28 J.H. Rosny, Xipehuz, przeł. A. Pruszyński, „Problemy” 1978, nr 10, s. 49.
29 Gustaw Le Rouge, Więzień na Marsie, op.cit, s. 107.
30 Ibidem, s. 133.
31 Ibidem.
32 Zob. Zbigniew Benedyktowicz, Portrety „obcego”, Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, Kraków 2000, s. 130 i nast.
33 Jerzy Żuławski, Stara Ziemia, Gebethner i Wolff, Kraków 1911, s. 12.
34 Tytuł jednego z rozdziałów Księżniczki Marsa Edgara Rice’a Burroughsa.
35 Aleksiej Tołstoj, Kobieta o błękitnej twarzy, przeł. J. Malski, Towarzystwo Wydawnicze Mewa, Warszawa 1936, s. 111.
36 Ibidem, s. 135.
37 Ibidem, s. 288.
38 Edgar Rice Burroughs, Księżniczka Marsa, przeł. D.J. Toruń, Solaris, Stawiguda 2015, s. 14.
39 Ibidem, s. 32.
40 Zob. Matthew Shindell, For the Love of Mars: A Human History of the Red Planet, University of Chicago Press, Chicago 2023, s. 115.
41 Oczywiście zielone istoty z kosmosu pojawiały się we wcześniejszych utworach, ale popularność Burroughsa mogła wpłynąć na rozpowszechnienie tej idei – choć Tharkowie wcale nie są mali. Zob. Adam Roberts, The History of Science Fiction. Palgrave Histories of Literature, Palgrave Macmillan, Basingstoke 2016, s. 125 i nast.
42 Feliks Burdecki, Rakietą na Merkury, Nowa Literatura, Warszawa 1934, s. 18.
Benedyktowicz, Zbigniew. Portrety „obcego”. Kraków: Wydawnictwa Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2000
Burdecki, Feliks. Rakietą na Merkury. Warszawa: Nowa Literatura, 1934
Burroughs, Edgar Rice. Księżniczka Marsa. Translated by Darosław J. Toruń. Stawiguda: Wydawnictwo Solaris, 2015.
Candelli, Emanuele. Some Curious Drawings: Mars through Giovanni Schiaparelli’s Eyes: Between Science and Fiction. “Nuncius” 2 (2009).
Capoferro, Riccardo. Empirical Wonder: Historicizing the Fantastic 1660–1760. Bern: Peter Lang, 2010.
Crowe, Michael J. The Extraterrestrial Life Debate, 1750–1900. Notre Dame: University of Notre Dame Press, 2008.
Dick, Steven J. The Origins of the Extraterrestrial Life Debate and its Relation to the Scientific Revolution. “Journal of the History of Ideas” 41, 1 (1980): 3–27.
Flammarion, Camille. Urania. Translated by Stanisław Kramsztyk. Warszawa: Nakładem S. Lewentala, 1890.
Flirt Profesora Angielskiego z Panną Hocho-Ma-Ruru. „Express Kaliski” 5 (1929).
Godwin, Francis. The Man in the Moone. Red. William Poole. Peterborough: Broadview Press, 2009.
Haska, Agnieszka, Stachowicz, Jerzy. Halo, czy to Mars?. Nowa Fantastyka 7 (2016).
Hutton, Sarah. The Man in the Moone and the New Astronomy: Godwin, Gilbert, Kepler. “Études Épistémè” 7 (2005).
Marsjanie. “Robotnik Kaflarski” 17 (18 December 1913).
Pressman, Gane. Remembering the Great Moon Hoax of 1835. Source: https://www.nbcnewyork.com/news/local/moon-hoax/1955008/ (Accessed 24 March 2025)
Le Rouge, Gustave. Więzień na Marsie. Translated by K.W. Warszawa: Drukarnia M. Arcta, 1911.
Roberts, Adam. The History of Science Fiction. Palgrave Histories of Literature. Basingstoke: Palgrave Macmillan, 2016.
Rosny, J.H. Xipehuz. Tranlsated by Andrzej Pruszyński. „Problemy” 10 (1978).
Shindell, Matthew. For the Love of Mars: A Human History of the Red Planet. Chicago: University of Chicago Press, 2023.
Slusser, George E. Rabkin, Eric. Aliens. The Anthropology of Science-Fiction. Carbondale: South Illinois University Press, 1987.
Thompson, Keith. UFOs and the Mythic Imagination. Reading: Addison-Wesley, 1991.
Tołstoj, Aleksiej. Kobieta o błękitnej twarzy. Translated by Jan Malski. Warszawa: Towarzystwo Wydawnicze Mewa, 1936.
Tripplin, T. Podróż po Księżycu odbyta przez Serafina Bolińskiego. Petersburg: Nakładem Bolesława Maurycego Wolffa, 1858.
Wells, H.G. Wojna światów. Translated by Maria Wentz’l. Warszawa: Nakładem redakcji „Gazety Polskiej”, 1899.
Wells, H.G. Pierwsi ludzie na Księżycu. Translated by Stanisław Mazanowski. Poznań: Księgarnia św. Wojciecha, 1921.
Weinbaum, Stanley G. Odyseja marsjańska. Odyseja marsjańska. Translated by Wiktor Bukato. Warszawa: Iskry, 1985.
Żuławski, Jerzy. Stara Ziemia. Kraków: Gebethner i Wolff, 1911.